A diary from last month. Listopad.

 Na początku listopada planowałam, że będzie to spokojny miesiąc. Trochę leniwy wręcz lekko nudny. Po ostatnim intensywnym okresie z przyjemnością myślałam o chwilach w domowym zaciszu, o nadrobieniu zaległości w czytaniu, o wspólnym oglądaniu nowego sezonu The Crown... Widziałam oczami wyobraźni zapalone świece, koc i rozplanowywanie z kartką świątecznych działań. Zamawianie z wyprzedzeniem świątecznych prezentów, ustalanie menu na grudniowe przyjęcia, planowanie dekoracji i pieczenie bardziej pracochłonnych ciast z jesienną ciemnością za oknem. Chciałam potraktować listopad jako czas odpoczynku i zwolnienia obrotów po intensywnym okresie i przed grudniowym szaleństwem.

I kiedy tak sobie planowałam te miłe i spokojne dni, dostałam w pracy nowe zadanie. Bardzo przyjemne, ale czasochłonne. Gdybym dostała na jego realizację 12 miesięcy, no może 8, to byłabym podekscytowana i spokojna. Dostałam jednak miesiąc!!! Moje zadanie związane jest z przeglądaniem wydawanych w Warszawie gazet w ciągu ostatnich 70 lat!!! Wspaniała praca, ale niesamowicie czasochłonna. Siedzę więc całymi dniami w archiwach, bibliotekach i czytelniach i przeglądam gazety strona po stronie. Wciągnęło mnie to ogromnie, bo jest to niesamowicie ciekawe. Szukając konkretnych artykułów i zdjęć, przeglądam wszystko. Już i tak wyrobiłam się w tej pracy, bo coraz szybciej czytam nagłówki, tytuły artykułów i przekładam strony. I wiecie co, taki przegląd historii swojego miasta i kraju jest fantastyczny. Trafiam na takie rodzynki jak artykuły o wygranych wyborach przez Kennedy'ego, o śmierci Stalina, o pogrzebie Broniewskiego, transporcie odzyskanych obrazów z Kanady, o odbudowie Warszawy...

I ta ostatnia tematyka jest dla mnie niesamowicie ciekawa, bo Warszawa to miasto moje, moich rodziców i dziadków. Znajduję zdjęcia z odbudowy zabytków, z planowania nowych budynków, powojenne z ulicy z kamienicą moich dziadków, spisy wszystkich warszawskich maturzystów... Nakładam na to zapamiętane przedwojenne i powojenne historie opowiadane u mnie w domu. 

Patrzę inaczej na odbudowę swojego miasta, na trudy życia w zrujnowanych domach, na historię. 

Widzę jak inny był styl pisania artykułów w latach 50 - tych i 60 - tych. Było dużo artykułów propagandowych, ale też bardzo dużo świetnie napisanych, piękną polszczyzną artykułów opisujących historię dziejów. Brak mi teraz takich treści. 

I te stare zdjęcia... 

Z odbudowy, z lat przedwojennych, powojennych. Zdjęcia zrujnowanych całkowicie ulic, po których teraz chodzę robią wrażenie i dają do myślenia. 

Niesamowite wrażenie robi tempo odbudowy i staranne projekty nowych budowli wznoszonych w latach 50- tych (w większości autorstwa przedwojennych architektów). Oczywiście zdaję sobie sprawę z warunków i tempa pracy robotników jak i tego, że Warszawa odbudowywana była kosztem innych miast.

Znalazłam w jednej z gazet z roku 1960 artykuł zatytułowany: " W tym roku z miasta znikną ostatnie wojenne gruzy". Musiało minąć 15 lat ciężkiej pracy, żeby można było to napisać. Robi to wrażenie.  

Patrzę na przepisy na oszczędne dania, na sposoby wykorzystania zużytych czy zepsutych przedmiotów, na wskazówki na szycie ubrań i jestem tym zachwycona. Prawdziwy recycling i zero waste. Oczywiście było też masę artykułów propagandowych i... czasami mam wrażenie, że ten język i sposób mówienia jest nadal żywy we współczesnych czasach. 

Najwięcej przeglądam roczników miesięcznika "Stolica" i żałuję, że taka gazeta nie jest już wydawana (właśnie znalazłam informację, że po paroletniej przerwie znowu jest wydawana - kupię aktualny numer i zorientuję się czy nadal jest tak fantastycznym źródłem informacji o mieście). Te stare numery to prawdziwy skarb i chciałabym mieć czas, żeby je dokładnie przejrzeć i przeczytać. Mam w planach kupić stare roczniki i na spokojnie czytać je w domu. 

 "Stolicę" założono jako tygodnik ilustrowany w 1946 w Warszawie. Był pierwszym na świecie tygodnikiem poświęconym jednemu miastu. W latach 1951–1952 pismo ukazywało się jako dwutygodnik, potem jako miesięcznik. 

Mój dziadek na emeryturze zainteresował się introligatorstwem, zakupił odpowiedni sprzęt i godzinami oprawiał nam w twarde, sztywne okładki pokryte płótnem lub lnem ulubione książki. Oprawiał też w grube roczniki miesięczniki, które prenumerował. Nie umiałam kiedyś tego docenić i nawet nie wiem, gdzie te roczniki  podziały się. Zostało kilka ksiąg "Przekroju" z lat 40 - tych, 50 - tych i 60 - tych. Leżały, leżały i zawieźliśmy je do domku nad morzem, żeby tam znaleźć czas na ich czytanie. Część nam ukradziono, część zjadły myszy, a to co zostało przywieźliśmy z powrotem, bo okazało się, że jest to tak ciekawe do czytania i jest prawdziwym skarbem historycznym.

I tak ten spokojny w planach miesiąc zamienił się w miesiąc historyczno nostalgiczny, ale także w miesiąc obcowania z różnorodną sztuką. 

Miało być prawie nudno, a było... znowu intensywnie i wspaniale.

Listopad zaczyna się dla prawie wszystkich nostalgicznie. Z jednej strony to lubię, ale z drugiej tak sobie. Wolę odwiedzać cmentarze bardziej kameralnie i intymnie. Nie lubię grobów zastawionych po brzegi najnowszymi modelami zniczy, nie lubię dochodzących z różnych stron cmentarza melodyjek pochodzących z "modnych" zniczy, nie lubię sztucznych, plastikowych kwiatów i... nie lubię tych ton niepotrzebnych śmieci, tego plastiku wymieszanego z resztkami roślin i szkłem. Zawsze zastanawiam się dlaczego na cmentarzach nie ma segregacji śmieci. Może ktoś z Was wie?

Pierwszy listopada to zawsze też dla nas wizyta u mojej mamy na obiedzie. Takim prostym, tradycyjnym, który rzadko jadamy. I zjadamy wszystko z olbrzymim apetytem. Moja mama czasami pyta nas co ugotować. Zawsze chcemy to samo :-) Pomidorową na świeżych pomidorach z domowym makaronem i buraczki. Reszta może się zmieniać. Moja mama ma wspaniałe wyczucie smaku i jej dania zawsze są przepyszne i sprawiają przyjemność kojącym smakiem znanym z dzieciństwa.

Na cmentarzu jest parę grobów, na których zawsze siedzą wrony siwe. Nie uciekają przed ludźmi. Siedzą.

1 z wizytą u mamy // 2, 4 dlaczego nie trzeba segregować śmieci na cmentarzach? - smutne to jest // 3 wrona siwa

1 siedzą i patrzą // 2 jest mamina, najlepsza pomidorowa // 3 domowy, pyszny obiad u mamy // 4 tata zawsze mi powtarzał: tylko nigdy nie przynieś mi sztucznych kwiatów:-) - i nie przynoszę :-)

W Teatrze Wielkim

Wyjście do opery jest zawsze dla mnie wydarzeniem. Bilety trzeba kupić z dużym wyprzedzeniem i strój też jest wyjątkowy. Oczywiście można założyć cokolwiek, ale ja mam w głowie przekonanie, że do opery "trzeba się wyszykować" ;-).

Lubię tę elegancję widzów, marmurowe posadzki i schody, kotary, złocenia, sztukaterie, miejsca na balkonach, loże, wielką scenę, dobrą akustykę, kurtyny, muzykę graną przez orkiestrę...

Poszliśmy na Aidę. 

Po wrażenia, uniesienia, piękną muzykę, czyste głosy...

1 lubię te ostatnie chwile, kiedy publiczność klaszcze, żeby podziękować // 2 lubię miejsca na balkonie - teraz nie mieliśmy wyboru - kupiliśmy ostatnie jakie były // 3 czasami chodzę po czerwonym dywanie ;-) // 4 te gładkie, marmurowe poręcze...

Teatr Wielki Opera Narodowa
1, 4 archiwalne zdjęcia - prace sztukatorskie przy plafonie nad widownią // 2, 3 współczesny widok na plafon

Teatr Wielki Opera Narodowa
1 marmury na poręczach, marmury na schodach // 2 w czasie przerwy kieliszek wina // 3 plafon w całej okazałości // 4 marmurowa posadzka

Teatr Wielki Opera Narodowa
1 szpilki i spódnica z jedwabnej tafty // 2 chwila na przejrzenie programu // 3 ostatnie ukłony // mozaikowy zegar


Okazje do świętowania szampanem zawsze są dla mnie specjalne i wyjątkowe. Wśród szampanów mam dwa, które są dla mnie pełne wspomnień i emocji.
Jeden to  Perrier-Jouët Belle Epoque, który dostałam od taty na moje 18 urodziny. To był też pierwszy prawdziwy szampan w moim życiu. Na nim uczyłam się smaku i tego jak drobniutkie bąbelki "szczypią" w podniebienie i tańczą w ustach. Wtedy poczułam różnicę pomiędzy winem musującym, gazowanym, a tym wyprodukowanym metodą szampańską.
 Ten wyjątkowy szampan jest dla mnie czymś specjalnym związanym ze  świętowaniem. 

Drugim ulubionym jest szampan z małej rodzinnej wytwórni Francart w Vaudemange. Kilka lat temu nasz syn chciał zgłębić tajniki produkcji szampana i wyjechał do winnicy rodziny Francart. Praca tam wyglądała zupełnie inaczej niż w wielkich, słynnych domach winnych. Jak powiedziała mi nestorka rodu: jak ludzie, którzy robią szampana są szczęśliwi, to będzie to czuć w każdym łyku. Tak więc wszyscy ciężko pracowali, dobrze jedli przy wspólnym stole i pili szampana do każdego posiłku :-)
Szampan w którym była cząstka szczęścia naszego syna i który powstał też dzięki jego pracy był gotowy po trzech latach i wtedy pojechaliśmy do Szampanii, żeby kupić kilka skrzynek do celebrowania naszych najważniejszych chwil. Tak więc ten szampan jest dla nas WYJĄTKOWY. W listopadzie mieliśmy okazję, żeby otworzyć jedną z ostatnich butelek - też specjalną, bo brut prestige.

1 Vaudemange - malutka miejscowość z wyjątkowym szampanem // 2 nasz syn na pierwszym etapie produkcji szampana // 3 dom szampański rodziny Francart // 4 winnica, z której pochodzi ten wyjątkowy szampan

1, 2, 3, 4 Brut Prestige szampan rodziny Francart

Przez prawie całe moje życie w naszym domu były psy. Potem pojawił się kot. Jak wróciliśmy z wakacji, pies pobiegł do ogrodu, żeby sprawdzić co słychać w jego kątach. Wrócił po chwili z malusieńkim kociakiem w pysku, którego położył nam przy nogach. Ogłoszenia poszukujące właściciela wywieszane w dzielnicy nic nie dały. Prawdopodobnie ktoś chciał się pozbyć kociaka i wrzucił go nam przez ogrodzenie. Kotka została z nami na ponad 20 lat. Była mała, drobna i ustawiała wszystkie nasze psy. Potem były jeszcze (niestety krótko) dwa kolejne koty, które zostały w naszych sercach na zawsze i pojawił się ON - kot Cynamon. Nigdy nie mieszkał z żadnym psem i są mu one raczej nieznane. Cynamon jest odważny (chociaż panicznie boi się śmieciarek), ciekawski i wesoły. Przez chwilę gościliśmy w domu cudownego szczeniaka i sami byliśmy ciekawi jak zareaguje na niego Cynamon. On odważny kot ;-) na widok szczeniaczka był... przerażony. Nic na siłę. Rozdzieliliśmy zwierzęta na dwóch piętrach, bo żadnemu nie był potrzebny stres. Wyleczyło nas to jednak teraz z myślenia o psie jako kolejnym członku rodziny. 

Czy my sypialnię dopasowaliśmy kolorystycznie do kota czy to on się dopasował? ;-)

1 "malutki" szczeniaczek // 2, 3 znowu zrelaksowany ;-) // 4 owczarek berneński - dorosły będzie ważył 60 kilo

Listopad nie obfituje w kolory. Liści na drzewach już prawie nie ma, a te co leżą na ziemi są już w większości zbutwiałe. Kolory zachowane są w resztkach owoców na krzewach i... w szalonej róży, którym mróz nie straszny.

Kolorowa królowa na dzielni

1, 2, 4 resztki kolorów na dzielnicowych uliczkach // 3 wrona siwa - na straży

1 ta samotna róża o tej porze roku robi wrażenie // 2 to jest naprawdę duży ptak // 3 odrobina czerwieni na tle szarego nieba // 4 jak byłam dzieckiem uwielbiałam zgniatać te białe kulki śnieguliczki

1, 4 przed świtem w drodze do pracy // 2 pierwszy śnieg w tym sezonie // 3 pierwsze płatki śniegu 

Jesień to gorący okres dla wydawców książek kucharskich. Na półkach księgarni pojawia się masę nowości i czasami wręcz ciężko wybrać pośród nich. O jednej z nich pisałam Wam niedawno. To książka Małgosi Minty "Kolacje". Więcej o niej i przepis na korzenny sernik z pijanymi śliwkami znajdziecie TUTAJ. Szukacie prezentu dla miłośnika gotowania (i prostych, pysznych przepisów) lub dla siebie. Ta książka jest do tego idealna. 

Korzenny sernik z pijanymi śliwkami z przepisu Małgosi Minty

1, 2 najnowsza książka Małgosi Minty "Kolacje" // 3, 4 korzenny sernik z pijanymi śliwkami - zagości na moim świątecznym stole

W połowie miesiąca w moim domu pojawiła się kolejna, cudowna książka. Z  przepisami z warszawskiej cukierni: Lukullus - nowe ciastkarstwo Alberta Judyckiego i Jacka Malarskiego. Bardzo lubię tę cukiernię i jej wyroby. Mam tam swoich faworytów: napoleonkę, ciastko dla dorosłych, ptysia karmelowego... 

Przez pierwsze miesiące epidemii Covid cukiernia Lukullus CODZIENNIE dostarczała nam na blok operacyjny swoje torty i ciasta, a my dzieliliśmy się nimi z innymi w szpitalu. Przez te miesiące poznałam smak chyba ich wszystkich wypieków i mogę Wam szczerze powiedzieć, że wszystkie są doskonałe. A przepisy na właśnie te wypieki można znaleźć w książce. Wkrótce napiszę o niej więcej. U mnie będzie w częstym użyciu. To kolejna pozycja idealna na prezent świąteczny. Dla miłośników ciast i słodkości. Raczej dla osób, które już trochę mają doświadczeń z wypiekami i nie szukają prostych przepisów. 

Ciasto drożdżowe i strucla serowa z przepisu z cukierni Lukullus

1 witryna jednej z cukierni // 2 pierwsze chwile z książką // 3 cukiernia i kawiarnia Lukullus na Chmielnej // 4 ktoś potraktował książkę jako postument ;-)

1 na początek upiekę drożdżowe // 2 w Sopocie - na talerzykach z domu rodzinnego teściowej // 3 drożdżowe i strucla serowa // 4 ta strucla z serem jest przepyszna  

Domowe jedzenie
1 zestaw kibica ;-) - wino, bagietka i sery // 2 śledzie, które znajdą się w tym roku na naszym świątecznym stole // indyjska zupa z kalarepką // 4 zapiekanka ziemniaczana

1 pieczona dynia w indyjskim stylu // 2 zestaw indyjskich dań // 3 przyłapana na dokumentacji ;-) // 4 zapiekanka ziemniaczana

1, 2, 3, 4 warszawska cukiernia na ulicy Noakowskiego

W Muzeum Narodowym w Warszawie trwa wystawa malarstwa nordyckiego pt. "Przesilenie. Malarstwo Północy 1880-1910". Nazwa nawiązuje do przesilenia letniego i oddaje bliskie ludom północy relacje z przyrodą i naturą. Światło gra ważną rolę w tym malarstwie. Charakterystyczna dla malarstwa nordyckiego jest duża reprezentacja kobiet. I nie mówię tu o latach współczesnych, a o XIX wieku! Kobiety wyjeżdżały do Paryża studiować malarstwo i nie zostawały tam próbując się przebić. Wracały do siebie, malowały, odnosiły sukcesy, miały wystawy i były szanowane.  
Ja ciągle się uczę i odkrywam malarstwo nordyckie. Wiele lat temu, kiedy moja fascynacja Północą zaczęła rosnąć, w czasie pobytu w Gotheborgu poszłam do muzeum malarstwa nie wiedząc o nim prawie nic. Poszłam, żeby chłonąć. Patrzeć i nastawić się tylko na odbiór i emocje. Piętra muzeum poświęcone były malarstwu Danii, Szwecji i Norwegii. Szłam i chłonęłam, a kiedy wyszłam, stwierdziłam: to jest cudowne. Od tego czasu zaczęłam czytać, szukać, poznawać to malarstwo. W czasie pobytu w Finlandii chodziłam do muzeów i przesiadywałam godzinami we wspaniałych fińskich bibliotekach żeby przeglądać albumy poświęcone malarstwu, designowi i architekturze krajów nordyckich.
Cieszę się, że to malarstwo robi się coraz bardziej dostępne przez pojawiające się wystawy (Hammershøi w Poznaniu i Krakowie), a teraz ta poglądowa w Warszawie.
Wystawa naprawdę jest piękna i dobrze zorganizowana. Dobór obrazów jest wspaniały.
Idźcie koniecznie.

Muzeum Narodowe w Warszawie
Al. Jerozolimskie 3, 00-495 Warszawa
otwarte wtorek - niedziela 10.00 - 18.00 w piątki 10.00 - 20.00
wystawa jest czynna do 5 marca 2023 roku

W tle Stanisław Witkiewicz - Las

1 Muzeum Narodowe i wystawa czasowa - "Przesilenie" // 2 Anna Bilińska - Nad morzem // 3 Vihelm Hammershøi - Wnętrze z młodą kobietą widzianą od tylu // 4 Oskar Björck - Wodowanie łodzi. Skagen

Viggo Johansen - Rozmowa przy stoliku kawowym
A mąż powiedział patrząc na ten obraz: masz taką cukiernicę :-)

1 W tle Stanisław Witkiewicz - Las // 2 Vihelm Hammershøi - Stara kobieta stojąca przy oknie // 3 Erik Henningsen - Zmiana warty // 4 Stanisław Witkiewicz - Las 

1 album z wystawy wraca ze mną do domu // 2 fragment wystawy // 3 Per Ekström - Powódź // 4 Carl Larsson - Dzieci cieśli Hellberga

1 z galerii malarstwa polskiego // 2 galeria malarstwa polskiego // 3 Michael Ancher - Letni dzień na morzu // 4 sklep muzealny i albumy z wystawy dostępne w sprzedaży

Pomarańczarka (Żydówka z pomarańczami) to jeden z moich ulubionych obrazów. Namalowany został przez Aleksandra Gierymskiego w 1880 roku w czasie jego  pobytu w Warszawie. Zaginął w w czasie wojny i aż do 2010 roku nieznane było jego miejsce pobytu. Wtedy obraz pojawił się w niemieckim domu aukcyjnym. Udało się go odzyskać i w 2011 roku wrócił do Polski.   Nie wiem ile razy go oglądałam. Czasami jak jestem w pobliżu muzeum wpadam tam, żeby chociaż przez chwilę na niego popatrzeć. Kiedy jesteśmy w muzeum na jakiejś czasowej wystawie, to już zawsze idę odwiedzić Pomarańczarkę.
Parę lat temu dostaliśmy od córki kopię 1:1 tego obrazu. To taka kopia idealna. Malowana w muzeum ze wszystkimi zgodami i pozwoleniami. Prezent cudowny. Przemyślany. Wymagający pracy, zaangażowania, trudu i organizacji. Ciągle nasza Pomarańczarka nie doczekała się ram, ale taką ją lubię. 

1 zdjęcie, które było inspiracją do namalowania obrazu przez Aleksandra Gierymskiego // 2 Oryginał Pomarańczarki w Muzeum Narodowym // 3 nasza Pomarańczarka // 4 mural w centrum Warszawy

1, 2 sklep muzealny // 3 stara, już wypłowiała Pomarańczarka na lodówce // 4 Warszawa w ostatnich promieniach słońca

Niezależnie od długości stażu w związku fajnie jest chodzić na randki. Krótsze, dłuższe, planowane czy spontaniczne. Niezależnie czy ma się małe dzieci czy duże, czy w ogóle ich się nie ma, czy może już się wyprowadziły z domu. Celebrowanie wspólnych chwil, flirtowanie, kokietowanie, uwodzenie... Chodźcie na randki.

My wybraliśmy się na taką dłuższą. Z nocowanie poza domem, z kolacją z szampanem, ze śniadaniem na mieście... 

Wspólna kolacja z widokiem na rozświetlone miasto i z serem Vacherin Mont-d'Or. Ten ser wygląda... , pachnie..., a smakuje: łagodnie, kremowo, genialnie.

1 my i on (Pałac Kultury) // 2 szwajcarski ser z czosnkiem niedźwiedzim // 3 szwajcarski ser z truflami // 4 za nas 

1 Warszawa u schyłku dnia // 2 szwajcarski, górski ser z mleka niepasteryzowanego // 3 Vacherin Mont D'Or - cudowny szwajcarski ser produkowany tylko przez parę miesięcy w roku w miasteczku Vaud w Jurze // 4 przy porannej kawie można wrócić do wrażeń z wystawy oglądając album

1 bąbelki do śniadania // 2, 3 śniadanie "na mieście" // 4 ptyś karmelowy na deser śniadaniowy ;-)

Znowu wracam do Was jako dziewczynka z portretu Danuty Muszyńskiej -Zamorskiej. Tym razem wywiad ze mną przeczytacie w najnowszym, grudniowym numerze miesięcznika Olivia.  

Zdjęcie zrobione w czasie ostatniego pobytu nad morzem znalazło się w ostatnim, grudniowym numerze Olivii.

1 zdjęcie zrobione jesienią // 2, 3, 4 ostatni, grudniowy numer Olivii z wywiadem ze mną 

Na początku tego posta pisałam Wam co mnie tak w listopadzie zajmuje - poszukiwania historii. Wciągnęło mnie to bardzo. Stare gazety są wspaniałym źródłem informacji. Oczywiście znajdziecie tam też sporo propagandy dawnego ustroju (chociaż w obecnych czasach też jej nie brakuje), ale w takich magazynach jak Stolica czy Przekrój jest jej tam niewiele. Za to z gazet typu Trybuna Ludu ona wręcz wycieka i szczerze mówiąc nie da się tego czytać zbyt długo.  Ja mam w planach, kiedy będę miała znowu trochę więcej czasu, jeździć do tej czytelni i przeglądać po kolei od pierwszego numeru Stolicę i Przekrój. Poniżej znajdziecie kilka zdjęć ze starych gazet.

To biorę się za rok 1961

1 kolejny stos roczników do przejrzenia // 2 te roczniki zajmują tyle miejsca na stole w czytelni, że dostałam specjalne miejsce :-) // 3 hasło tygodnia - tanie jabłka 5 x dziennie  // 4 takie niesamowite wystawy kiedyś były - wzornictwa Finlandii, a na ilustracji garnek, który mam :-)

Do warszawskiej Politechniki mam duży sentyment. To uczelnia, którą wszyscy w mojej rodzinie skończyli (oprócz mnie :-)), a ostatnio także nasz syn. Pamiętam z dawnych czasów czapkę studenta politechniki mojego taty. Gdzieś może jeszcze jest...
Moja mama artystka jak poznała mojego tatę też postanowiła skończyć ten sam wydział co tata, bo podobno był na tej uczelni najtrudniejszy ze wszystkich :-).
I skończyła go :-)

Gmach Politechniki Warszawskiej 
1, 4 współcześnie // 2 początek lat 60 - tych XX wieku // 3 lata 20 - te XX wieku

1, 2, 3, 4 wiadomości ze starej Warszawy

1 Plac Trzech Krzyży w latach 30 - tych XX wieku // 2 w czytelni Biblioteki Głównej // 3 w murach Biblioteki Głównej // 4 porady z początku lat 60 - tych

  • 1 odnowiona kamienica na rogu Koszykowej i Mokotowskiej // 2 "Stolica" z roku 1960 // 3 pierwsza partia roczników do przejrzenia // 4 tak wygląda kobieta, która wychodzi z biblioteki o godzinie 21.00

Opinii na temat Pałacu Kultury jest bardzo dużo. Od tych zachwyconych nim jako symbolem miasta po tych, którzy proponują go zburzyć. Ja bym wolała, żeby w tym miejscu była stara miejska zabudowa, ale cóż. Nie ma już jej i nie będzie.

Dziadkowie opowiadali, że po wojnie w miejscu, w którym wybudowano pałac były domy, które przetrwały wojnę. Mieściły się tam też sklepy i punkty rzemieślnicze do których chodzili. Wszystko to zostało wyburzone pod budowę.  

A teraz parę ciekawostek.                                      

Budowa Pałacu Kultury i Nauki rozpoczęła się 1 maja 1952 roku i trwała tylko trzy lata!!! Jak patrzę na ogrom tego budynku, to ciężko mi uwierzyć, że w tamtych czasach w tak krótkim okresie udało się to.

Pracowało przy nim 3,5 tys. robotników z ZSRR i 4 tys. z Polski. Rosjanie zamieszkali na specjalnie wybudowanym dla nich osiedlu „Przyjaźń” na warszawskich Jelonkach. Mieli tam do dyspozycji sklep, kino, bibliotekę, stołówkę, a nawet szkołę wieczorową.

Do budowy zużyto ponad 40 mln cegieł i 26 tys. ton stali. W trakcie trwania budowy śmierć poniosło 16 robotników.

Pałac Kultury i Nauki powstał jako dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Pomysłodawcą był Józef Stalin (pierwotny patron budynku). Lew Rudniew stworzył pięć projektów,  ostateczny wybrali Polacy.  

Pałac ma 237 m wysokości i  w chwili zakończenia budowy był drugim co do wielkości budynkiem w Europie (tuż za Moskiewskim Uniwersytetem Państwowym). 

Liczy 46 pięter, w tym dwa podziemne, i 3288 pomieszczeń o łącznej powierzchni 123 084 m kw. PKiN jest siedzibą m.in. teatrów, kin, muzeów...,

Budowa Pałącu Kultury i Nauki w Warszawie rozpoczęła się tym samym roku, w którym...na brytyjskim tronie zasiadła Elżbieta II 

Na wysokości 42. kondygnacji swoje siedlisko mają sokoły wędrowne. Na poziomie 6. piętra znajduje się pasieka miejskich pszczół.

1 poranna kawa z widokiem na Pałac Kultury i na nowo powstające Muzeum Sztuki Nowoczesnej 

Wiedząc jak zajęte będę miała dni w tym miesiącu postanowiłam (żeby zachować równowagę głowy i ciała), że w weekendy nie zajmę się pracą ani przez chwilę. Udało się :-) 

Małe przyjemności stają się w takiej sytuacji wielkie, a wielkie stają się olbrzymie;-)

1 magenta, fuksja... czy pozostać wierną klasycznej czerwieni? // 2 kawa w sklepie? Tak. Czemu nie? ;-) // 3 kawa po wietnamsku. Dla mnie dwa łyki, dla ciebie reszta // 4 w piekarni "Będzie dobrze"

1 total look i selfie w windzie :-) // 2 powstaje październikowe last month // 3 ulubiona ceramika i genialny sernik korzenny ze śliwkami suszonymi (przepis jest na blogu)

W ostatni weekend listopada wybraliśmy się do Sopotu i Gdańska. Głównym celem wyjazdu był koncert Andrea Bocelli w Ergo Arenie. To był mój trzeci koncert tego artysty i... najwspanialszy. Myślałam, że nic nie pobije świątecznego w Mediolanie, ale ten... Dobór repertuaru, forma tenora, goście towarzyszący artyście, orkiestra, chór, nagłośnienie...

Odkryciem była dla mnie sopranistka Christina Pasaroiu. Jej skala głosu jest imponująca. Od niskich, przejmujących dźwięków po wysokie. I te przejścia w skali... Słuchanie jej głosu sprawiało mi wielką przyjemność. Śpiewając w duecie z Andrea Bocelli tworzyli równoprawny głosowo duet. 

To był dla mnie najpiękniejszy koncert w życiu. Niezapomniane przeżycie.

Piękna jest ta szadź na drzewach

1, 4 listopadowa jesień jest szara, ale też potrafi być piękna // 2 bilety na koncert // 3 pięknie wydany program koncertu 

1 granica pomiędzy Sopotem, a Gdańskiem przebiega w połowie Ergo Areny. My na koncercie byliśmy w Sopocie ;-) // 2, 3, 4 koncert Andrea Bocelli

Finał koncertu

1 już za chwilę się zacznie // 2 podekscytowani // 3, 4 Andrea Bocelli i wspaniała sopranistka Christina Pasaroiu

Poranek na sopockiej plaży

1, 2, 3, 4 na plaży w Sopocie

1 sopocka plaża // 2 na pamiątkę koncertu // 3 wszędzie blisko // 4 w tym budynku na trzecim piętrze mieszkali dziadkowie mojego męża. Z widokiem na Katownię i Złotą Bramę. Teraz jest widok na jarmark świąteczny

Pałac Opatów w parku w Oliwie

Cały Gaweł w Sopocie. Jedno z moich ulubionych miejsc w Trójmieście. Odwiedzam od lat i cieszę się, że niezmiennie trzymają poziom i dobrą atmosferę.Prawdziwki smażone z cebulą i podane z hummusem i serkiem labneh - odlot smakowy

1, 2, 4 Cały Gaweł w Sopocie // 3 Sopot nocą

1, 2, 3 śniadanie w Oliwie w restauracji "Tu można marzyć" // ostatnie odkrycie - herbaty polskiej marki PIAG

1 jeszcze kawa i ruszamy dalej // 2, 3 targ staroci w Oliwie - było tylko kilka stoisk, ale... znalazłam "perełki" // 4 Oliwskie wiejskie klimaty

W oliwskim Pałacu Opatów do 5 lutego 2023 można obejrzeć wystawę "Fangor poza obraz". Wystawa jest czynna od wtorku do niedzieli do godziny 17.00. W piątki wstęp jest bezpłatny. Można tam obejrzeć cały przekrój twórczości malarza. Bardzo dużo prac pochodzi z prywatnych kolekcji, więc jest to niepowtarzalna okazja, żeby je zobaczyć. Polecam bardzo obejrzenie filmu w jednej z sal, w którym Fangor opowiada o swoim życiu i twórczości.
 
1 wystawa "Fangor poza obraz" // 2 w drodze na wystawę // 3 rysunki Fangora // 4 autoportret

1 Pałac Kultury wciskający się w stare zabudowania Warszawy - obraz z wystawy "Fangor poza obraz" // 2  w restauracji "Tu można marzyć" // 3 miałam trochę wątpliwości co do koloru, ale teraz jestem już bardzo zadowolona // 4 lubię starą cegłę

Katedra w Oliwie
1 piękne stare drzwi do katedry  // 2 piękne są te stare posadzki w katedrze, ale nie wiem czym czyszczone. Można po nich ślizgać się jak po lodzie // 3 detale // demonstracja organów - brzmi wieloznacznie ;-)

1 cudowne organy w katedrze oliwskiej // 2 patrząc w górę // 3 kolejna piękna posadzka i... bardzo śliska // 4 na wystawie "Fangor poza obraz"

1 zachwycają mnie te przeszklone werandy w starych domach // 2 w środku miasta - nie wiem czym tam palą, ale smród jest okropny // 3 ostatnie - zamarznięte na drzewie // 4 plaża w środku miasta - to coś cudownego

Gdańsk nocą

1, 3 Gdańsk obecnie // 2, 4 Gdańsk przed wojną

1, 2, 3 Gdańsk na starych zdjęciach // 4 współczesny Gdańsk

1, 2 jarmark świąteczny w Gdańsku // 3 wieczorny Gdańsk // 4 nasza powrotna droga do domu - słynne jesienne mgły dopadły nas na całego


A co nam przyniesie grudzień?

Komentarze

  1. Dziękuję, bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoje opowieści, przepisy i polecajki. Wyczekuję wydania opowiadań jak i książki z przepisami. Pozdrawiam Beata C

    OdpowiedzUsuń
  3. inspirujacy wpis. dziekuje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.

Popularne posty