A diary from last month. Maj.


Symbol Genewy - Jet d'Eau (Jet de Genève) 


Czekałam na ten maj z niecierpliwością. Zapowiadał się pięknie i radośnie. Z wyjazdami i spotkaniami, z celebrowaniem ważnych dni i prostymi przyjemnościami dnia codziennego. I taki był. Piękny i pełen wrażeń. Ale też z trudnymi emocjami i przeżyciami. I te emocje ciągle we mnie są. Nie umiem sobie z nimi do końca poradzić i pewnych rzeczy zrozumieć czy zaakceptować. Tak więc maj był słodko gorzki. Jak życie. Prawdziwe życie.

Wystawa Vilhelma Hammershøia w Muzeum Narodowym w Krakowie

O duńskim malarzu Vilhelmie Hammershøiu dowiedziałam się kilka lat temu od córki. Zachwyciły mnie jego obrazy, to jak operował światłem, stonowana kolorystyka,  prostota linii, kompozycja i oszczędność treści.

W jego malarstwie widać inspiracje malarstwem holenderskim XVII-wieku (które bardzo lubię) szczególnie obrazami Vermeera, Rembrandta czy Pietera de Hoocha.Na jego obrazach często można zobaczyć żonę Idę lub siostrę, wpadające przez okno światło słoneczne i grę cieni na ścianie lub podłodze. Prostota, delikatność i piękno w jednym.

Vilhelm Hammershøi nie jest bardzo znanym czy popularnym malarzem w Polsce (chociaż jego obrazy osiągają bardzo wysokie ceny na aukcjach), więc informacja o planowanej wystawie w Poznaniu, a następnie w Krakowie była dla mnie wspaniałą wiadomością. Do Poznania nie zdążyliśmy, więc z wyjazdem do Krakowa nic nie mogło mnie zatrzymać.

Wystawa była świetnie zorganizowana. Część obrazów pochodziła z prywatnych kolekcji, więc była to niepowtarzalna okazja, żeby je obejrzeć. 

1 Muzeum Narodowe w Krakowie // 2 w drodze na wystawę przez planty // 3 jeden z obrazów Vilhelma Hammershøia // 4 zaczynamy odkrywanie 

1 aranżacja na wystawie dzięki której można zrobić sobie zdjęcie w stylu Hammershøia // 2 jest pięknie // 3 obraz "Pokój przy Strandgade" // 4 ciężko mi nasycić się tymi obrazami


W obiektywie męża w stylu Hammershøia 

Kto mnie zna albo obserwuje bloga od pewnego czasu, ten wie, że lubię targi staroci. Lubię na nie chodzić, wędrować wśród stoisk, oglądać, grzebać w pudłach w poszukiwaniu skarbów. Skarbów według moich wyobrażeń. Nie mam potrzeby ani wewnętrznego ciśnienia, żeby zawsze coś kupić, a wręcz z biegiem lat kupuję coraz mniej (chociaż poniżej przeczytacie coś co przeczy na całej linii temu zdaniu ;-))


W czasie wizyty w Krakowie również poszłam na targ. Powiem Wam szczerze, że mocno mnie rozczarował. Ceny były bardzo wysokie, a ciekawych rzeczy bardzo mało. Może wynikało to z małej liczby sprzedających, a może po prostu to był taki dzień. Chociaż coś tam dla siebie znalazłam.

1 w drodze na targ staroci // 2 dla miłośników starych książek kucharskich // 3 zastanawiam się, gdzie one przetrwały tyle lat // 4 na tym stoisku znalazłam coś dla siebie - ta owalna taca jest już moja

W końcu doczekałam się sezonu na szparagi. Jadłam je już wcześniej (włoskie czy szwajcarskie), ale żadne nie smakują mi tak jak te nasze. Kupuję je teraz na targu prawie codziennie, ale i tak największą frajdę sprawia mi kupowanie ich w sobotni ranek w gospodarstwie Majlertów. Prosto ze skrzynki, świeżo zebrane na polu i różnych odmian (te fioletowe do pieczenia są świetne). W ogóle lubię tam kupować. Przemawia do mnie taka sprzedaż: od rolnika do nabywcy. Bez pośredników i pakowania w plastikowe torebki.
Lubię małych wytwórców, pasjonatów, którzy podchodzą do wytwarzania jedzenia z sercem i radością. Dlatego jeżdżę przed siódmą rano na drugą stronę miasta, żeby zapełnić koszyk warzywami, stoję czasami w długiej kolejce po doskonały chleb i zamawiam ser od małych producentów.

1 chleb z piekarni Dej nieraz wyruszał z nami w długą podróż // 2 nie brakuje mi pomysłów na dania ze szparagami // 3 fioletowe szparagi w czasie gotowania stają się zielone, ale w trakcie pieczenia nie zmieniają tak koloru // 4 skarby w koszu


Skarby maja: szparagi, truskawki i peonie

1, 4 celebrujemy wiosnę jedzeniem w ogrodzie // 2, 3 wezmę dwa pęczki, a może trzy ;-)  

1 ta natka jest tak soczysta i aromatyczna // 2 śniadanie, które wygląda jak deser // 3 jajko, szparagi i sos holenderski - trio doskonałe // 4 dylematy w lokalnej piekarni DEJ

Piękno natury - ciężkie chmury, kwitnący rzepak i samotne drzewo

Udało nam się tak wszystko rozplanować, żeby znowu wyskoczyć na kilka dni nad nasze ukochane morze. Te wyjazdy ciągle pozostawiają w nas niedosyt, ale jednocześnie ładują nasze akumulatory. Dobrze jest trochę zwolnić, znaleźć czas na odpoczynek, popracować fizycznie, cieszyć się prostym życiem i delektować wspólnymi zachodami słońca. I dobrze jest czuć zapach lasu, słuchać świergotu ptaków, stukania deszczu w dach i jeść na tarasie niezależnie od pogody.

1, 3 te zdjęcia dzieli tydzień // 2, 4 pola rzepaku to jeden z najpiękniejszych widoków na wiosnę

1 miesiącami zastanawialiśmy się co rośnie na polu wokół samotnego drzewa // 2, 3 nad morzem jemy na tarasie niezależnie od pogody // 4 kwitnie rzepak, kwitnie drzewo


U schyłku dnia

1, 4 cieszymy się tym co tu i teraz // 2, 3 codzienny spektakl

Codziennie inne, codziennie przepiękne

1, 3, 4 zachody słońca nad Bałtykiem są przepiękne // 2 zachód nad Warszawą też robi wrażenie

Te kolory...

Kiedy wyjeżdżamy nad morze prosto po mojej pracy, to głód nas dopada gdzieś w połowie drogi. Wtedy zaczynamy rozmowę, która zawsze wygląda tak samo :-) Omawiamy różne miejscówki na trasie, ale wybór najczęściej pada i tak na Mariaszka. Wystarczy odrobinę zboczyć z drogi, żeby dobrze zjeść i nie rozczarować się daniami. A cała trasa wydłuża się tylko o dwa kilometry. Jedyny minus tego miejsca, to że jest otwarte tylko w weekendy.

Młyn pod Mariaszkiem

Idzbarski Młyn 2, Idzbark
Otwarte piątek - niedziela 10.00-20.00

1 Młyn pod Mariaszkiem // 2 zawsze sprawdzam co w menu u sąsiadów nad morzem, ale... prawie nigdy tam nie jemy // 3 zachód słońca gdzieś na Warmii // 4 barszcz z kołdunami i chłodnik to ulubione dania w Mariaszku - tym razem wzięliśmy jeszcze żurek

W poprzednim poście podsumowującym miesiąc pisałam Wam o moim słodkim uzależnieniu - białym Toblerone. O tym, że mogę koło niego przechodzić w sklepie i nie kupię, ale jak już jest w domu, to nie powstrzymam się i zjem ile jest. Mam jeszcze jedno takie uzależnienie. To szwedzkie ciastka dammsugare. To takie ciastko z resztek innych ciast z dodatkiem araku i masła, otoczone w marcepanie i zanurzone w czekoladzie. Wygląda jak wygląda. Mało atrakcyjnie - jak wściekle zielone kołki. Pierwszy raz zjadłam je w Szwecji przed laty, kiedy byłam na stażu na bloku operacyjnym w szpitalu Karolinska w Sztokholmie. Zasada była taka, że szpital finansował dla pracowników posiłki: wybór owoców codziennie, słodkie raz w tygodniu, obiady raz w tygodniu i sałatki dwa razy. Kiedy był tam mój pierwszy słodki dzień to sięgnęłam od razu po bułeczkę cynamonową. Te dziwne, zielone kołki omijałam wzrokiem z daleka i nie miałam na nie najmniejszej ochoty. Moja nowa, szwedzka koleżanka namawiała mnie na ich spróbowanie, ale ja broniłam się wytrwale. Kiedy nadszedł kolejny słodki dzień w szpitalu, przepuszczono na mnie nowy atak z zachętami ich spróbowania. Ugięłam się, bo nie chciałam już słuchać dalej tego namawiania. Spróbowałam i... przepadłam. Tak mi to zasmakowało, że już myślałam, kiedy będzie następny słodki dzień ;-)
Potem odkryłam, że dammsugare można kupić praktycznie w każdym sklepie, a te z dobrych cukierni smakują wręcz wspaniale. Wracając do domu, część miejsca w mojej walizce zajmowały te pyszne, wściekle zielone kołki :-)
1 własne, leśne, działkowe // 2 będzie masło palone // 3 będzie padać // 4 dammsugare - moje słodkie uzależnienie - te ze sklepu Ikea. Nie są tak dobre, ale i i tak je zjem wszystkie ;-)

Kot Cynamon - jak zawsze zarobiony


1 tort urodzinowy Jantka zrobiony przez siostrę // 2, 3, 4 za te kwitnące drzewa kocham wiosnę

Maj, to miesiąc urodzin naszego syna. Pogoda nam sprzyjała, więc mogliśmy celebrować to święto w ogrodzie. Mistrzowski tort (i bardzo pracochłonny) przygotowała córka, która powoli staje się rodzinnym cukiernikiem na wielkie uroczystości. Te torty są tak osobiste, niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju, bo tworzone są po rozmowie ze świętującym o jego ulubionych smakach, konsystencjach, zdobieniach. Jantka tort oprócz różnego rodzaju warstw z dodatkiem białej czekolady miał również galaretkę z dodatkiem zredukowanego sosu sojowego i to było wspaniałe połączenia. Często z dziećmi rozmawiamy o prezentach jakie chciałyby dostać. O ich marzeniach i potrzebach. 
W tym roku powiedział, że chciałby, żebyśmy w ramach prezentu dołożyli się do zbiórki na karetkę Fundacji "Ambulans z Serca". Jantek współpracuje od dłuższego czasu z tą fundacją, która pomaga medycznie uchodźcom i ludziom bezdomnym. Nieraz opowiadał o karetce, która jest niezbędna w ich pracy, a jest bardzo stara i często się psuje (np. żeby drzwi nie otwierały się w trakcie jazdy spinają je paskiem). Słuchając jego opowieści, zdaję sobie sprawę jak niesamowicie potrzebną i ciężką pracę wykonują wolontariusze z tej organizacji. 

Nigdy jeszcze Was nie prosiłam o żadne wsparcie, ale jak możecie nawet drobną kwotą (która ma wielką moc), wesprzeć zbiórkę na nową karetkę, to bardzo Was proszę.

Udało się zebrać prawie połowę sumy, ale droga do końca jest jeszcze daleka. Udostępniam Wam link do zbiórki i dziękuję Wam bardzo w imieniu swoim i syna, jeżeli coś dorzucicie.


Linki do artykułów o działalności fundacji i problemach z karetką znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.


LINK do zrzutki na karetkę znajdziecie TUTAJ


Stronę Fundacji AMBULANS Z SERCA znajdziecie TUTAJ.

1 z instagramu Jantka // 2 nasza stara jabłoń szaleje w tym roku z kwiatami // 3 let's celebrate // 4 Jantek - od bobasa do młodego mężczyzny


Nocą razem przez Warszawę

Lubię gotować w domu, ale lubię też jadać w restauracjach. To często jest odkrywanie nowych smaków, inspiracja do własnych pomysłów i co najważniejsze miło spędzony czas. 
A jeszcze bardziej lubię też nasze randki. Te wcześniej zaplanowane i te na pełnym spontanie w środku tygodnia. Sprawia mi wielką przyjemność samo szykowanie się: prasowanie jedwabnej sukienki, zakładanie szpilek i malowanie ust na czerwono. Cieszę się, że po tylu latach razem nadal odczuwam takie emocje przed wspólnym wyjściem. 
Te randki w trampkach też są fajne ;-)

1 jednak lubię go // 2 Roma - dwie wizyty w odstępie dwóch dni // 3 Aida w Romie bardzo mi się podobała // 4 Piosenki to...? – koncert piosenek Osieckiej, Młynarskiego, Przybory i Kofty w teatrze Roma. Prowadzenie Andrzeja Poniedzielskiego - dowcipne i doskonałe

Mam swoją listę ulubionych miejsc z dobrą pizzą. Ta lista raz się wydłuża, a kiedy indziej skraca. Opowiem Wam w kilku słowach o miejscu, które ostatnio trafiło na tę listę. 
Moja mama od początku roku więcej czasu spędza w szpitalu niż w domu. Niestety jest to konieczne, chociaż trudne dla wszystkich. Szpital jest prawie 20 kilometrów od naszego domu i chociaż jest w tym samym mieście, to odległość sprawia, że nie bywam w tej dzielnicy często. Któregoś razu moja mama po ponad czterech miesiącach prawie nieprzerwanego pobytu w szpitalu zapragnęła... zjeść pizzę. Chcieliśmy, żeby pizza była gorąca, więc szukaliśmy w promieniu około 2 km od szpitala. I tak trafiliśmy do food trucka Quinta Strada Pizza.
Mama była zachwycona, a my wróciliśmy... zjeść swoje pizze. Były bardzo dobre.

A jak szukacie miejsca na pyszną pizzę w centrum miasta, idźcie koniecznie do Pizzaiolo

Quinta Strada Pizza
ul. Rzeźbiarska, Warszawa
otwarte codziennie oprócz poniedziałków od 13.00 do 21.00

Pizzaiolo
Krucza 16/22, Warszawa
otwarte codziennie od 09.00 do 1.00 w nocy

1, 2 Pizzaiolo // 3,4 Quinta Strada Pizza

1, 4 sernik krakowski ze Słodki Słony - uwielbiam // 2, 3 Słodki Słony

1 szampan we dwoje w pierwszy ciepły wieczór // 2 marmurowa posadzka, szpilki i jedwabna sukienka // 3 gdzieś po drodze przez miasto // 4 Charlotte

1 pracownia cukiernicza Zagoździński // 2 lubię to tradycyjne, staroświeckie pakowanie w papier i sznurek z pętelką // 3 w podróży służbowej po pączki ;-) // 4 dobre, ale nie ulubione

Pracownia cukiernicza Zagoździński
ul. Górczewska 15 , Warszawa


Jet d'Eau (Jet de Genève) w wietrzny i słoneczny dzień 

Kolejna szwajcarska podróż za nami. Mam wrażenie, że. podróżujemy do tego kraju co miesiąc i... chyba coś w tym jest, bo to nasza czwarta wyprawa w tym roku.
W Genewie byłam wcześniej kilka razy, ale i tak patrzyłam i odkrywałam to miasto jak bym była tu pierwszy raz. Mam z Genewą same dobre, wcześniejsze wspomnienia. Lubię tutejsze światło, które jest inne niż na przykład w Zurichu. Jest takie bardziej miękkie i południowe. Słońce, które odbija się w jeziorze i jasnych kamienicach tworzy świetlistą aurę. To miasto dyplomatów i organizacji międzynarodowych - kosmopolityczne, swobodne, przyjazne i dobrze zorganizowane.
Językiem tego regionu jest francuski, więc czułam się jeszcze lepiej słysząc wokół jego piękne brzmienie.
Genewa od Zurichu różni się bardzo i nie mam na myśli architektury czy języka.
Zurich jest bardziej "sztywny i unormowany". Nie są to najlepsze określenia, ale ciężko mi opisać te różnice inaczej. Zurich jest bogatszy. Ilość banków i samochodów, których nawet nie znam nazw, wyróżnia je spośród innych.
Stojąc na światłach w centrum miasta można oglądać ciąg bentleyów, maseratti, ferrari, aston martinów, lamborghini... W Genewie tak nie jest.
Jest zdecydowanie więcej kawiarni, restauracji, hoteli i... ceny są niższe (jeżeli można mówić w ogóle o niskich cenach w tym kraju). Nie ma co się oszukiwać. Szwajcaria to bardzo drogi kraj i ciężko tam znaleźć coś w cenach typowych dla Niemiec, Włoch czy Francji. Jednocześnie to niesamowicie piękny kraj, który zachwyca przyrodą, smakiem serów i wina, różnorodnością i niesamowitym poczuciem bezpieczeństwa.
Genewa to bardzo przyjazne miejsce dla turystów (może nie ze względu na wspomniane wysokie ceny w całym kraju). Po zameldowaniu w hotelu każdy gość dostaje kartę na bezpłatne przejazdy po mieście na czas pobytu (na tramwaje, autobusy, tramwaje wodne i pociągi). Jezioro jest krystalicznie czyste i ma infrastrukturę przyjazną do spędzania czasu nad wodą, więc jeżeli będziecie tam w ciepłą porę roku, weźcie koniecznie kostiumy. Wokół jeziora są plaże, kafejki, bary, restauracje i wypożyczalnie łódek, a także przystanie statków wycieczkowych. W samym mieście jest dużo przepięknych parków, które zapraszają do odpoczynku czy zorganizowania pikniku. Część muzeów czy organizacji takich jak CERN (Europejska Organizacja Badań Jądrowych), która ma akcelerator cząstek – wielki zderzacz hadronów) czy siedziba ONZ można zwiedzać bezpłatnie - oczywiście w ograniczonym zakresie. No i nie trzeba kupować wody do picia ;-) W praktycznie każdej fontannie czy ujęciu jest woda zdatna do picia (o czym świadczą tabliczki z tą informacją).

1 do Genewy latają bezpośrednio samoloty Lotu // 2 do Genewy leci się wzdłuż całego jeziora Genewskiego // 3 pola rzepaku z góry wyglądają równie pięknie // 4 Warszawa z lotu ptaka czyli z pokładu samolotu

Kiedy lecieliśmy wzdłuż jeziora, po obniżeniu pułapu lotu na kilkanaście minut przed lądowaniem, dostrzegłam nad brzegiem zamek. Pomyślałam, że jest piękny i cudownie położony. Zastanawiałam się czy to prywatna posiadłość czy hotel. Tak zachwyciła mnie ta budowla i jej otoczenie, że zrobiłam zamkowi zdjęcie. Opowiedziałam mężowi, że nad brzegiem jeziora widziałam zamek z portem jachtowym i wyglądał pięknie z góry. Powiedziałam o tym i... zapomniałam. Kiedy wróciliśmy do domu i minął tydzień, zaczęliśmy rozmawiać, że może jeszcze byśmy w tym roku wybrali się do Szwajcarii. Sami się z siebie śmialiśmy, że właśnie wróciliśmy i myślimy o następnej wyprawie. I tak zaczęliśmy czegoś szukać i planować na następny wypad i padło na Lozannę. Kiedyś tam byliśmy, ale było to dawno. Zaczęliśmy szukać hotelu i okazało się, że ten zamek widziany z okna samolotu znajduje się właśnie w tym mieście! I wiecie co. Pojedziemy tam. Mamy już rezerwację na pobyt w tym zamku!

1, 4 ta świeża, wiosenna zieleń jest przepiękna // 2 a 10.00 rano już ją oglądaliśmy // 3 cel naszej następnej podróży

1, 3, 4 w obiektywie męża // 4 w obiektywie żony

1, 4 wiatr płata figle // 2, 3 peonie królują na każdym straganie

1, 3 lubię hotelowe śniadania, szczególnie, że jadłam tu najlepsze Bircher muesli // 2 tym banh mi można się najeść we dwoje // 4 restauracja Le Perron i krab na przystawkę

Restauracja Le Perron
Rue du Perron 5,  Genèwa
czynna od 10 do 01.00

1 to wykwintne menu... // 2, 3, 4 francuskie klimaty

Jet d'Eau - najwyższa fontanna w Europie, symbol Genewy, a kiedyś zawór bezpieczeństwa dla miejskiej sieci wodociągów

1 chwila odpoczynku // 2 tabliczka z informacją, że woda jest zdatna do picia // 3 widzicie wróbla? // 4 smak wody w Szwajcarii jest wspaniały

Zieleń
1, 3 na straganie // 2 przerwa na kawę? // 4 wygląda magicznie i tajemniczo, a o punkt świetlny w jeziorze

Czerwień
1 truskawki z Prowansji - smakują fantastycznie // 2 przerwa na kieliszek wina? // 3 czereśnie z Prowansji // 4 wyglądają jak najlepsze, sierpniowe pomidory


Fiolet
1, 2, 3 na targu przy Plaine de Plainpalais // 4 chwila relaksu w trakcie zakupów

1, 2, 3, 4 targ przy Plaine de Plainpalais

1 moja ulubienica - bretońska cebula Roscoff // 2 przedszkolaki na wycieczce na targ // 3 stoisko z grzybami // 4 smardze - bardzo popularne w Szwajcarii grzyby

1 prawdziwe, pachnące pomidory // 2, 3 królowa maja - peonia // 4 lokalne truskawki

1 przerwa na pogawędkę // 2 do wyboru, do koloru // 3 prawie w każdym koszyku można dostrzec peonie // 4 stoisko z miodami i rzemieślniczymi konfiturami

Już za chwilę wstanie nowy dzień....

1, 2, 3, 4 wschód słońca na jeziorem Genewskim

1, 2, 3, 4 budzi się nowy dzień

Dzień dobry nowy dniu
1 latarnia Phare des Pâquis // 2 mieszkaniec jeziora // 3 woda w jeziorze Genewskim jest krystalicznie czysta // 4 dzień dobry Kochanie


Mój pierwszy w życiu miejski piknik zorganizowałam właśnie w Genewie 17 lat temu! Pamiętam tę lekką nieśmiałość przy wykładaniu koca, jedzenia i napojów w parku wsród przechodniów. Teraz nie czuję już nieśmiałości ;-), a słabość do pikników mi pozostała. Genewskie parki albo wybrzeże jeziora są idealnym miejscem na posiłek i relaks. I niewiele trzeba, żeby to zorganizować.
  
Pierwszy element - koszyk piknikowy wiedziałam, gdzie kupić. Francuski sklep Olivers and Co mieści się przy głównym placu na starym mieście. Markę tę znam od lat i przyznam się, że mam do niej słabość. Pierwszy raz pisałam o niej na blogu 12 lat temu!!! Odkryłam ją w czasie pobytu w Bukareszcie i stamtąd mam swój pierwszy kosz. Ten stary post pełen zdjęć znajdziecie TUTAJ. 

Mój mąż zawsze narzekał, że moje kosze mają krótkie rączki i nie można ich zarzucić na ramię, więc... ma już swój i może zarzucać ;-)

W tym sklepie oprócz klasycznych francuskich koszy, kupicie doskonałe oliwy z różnych regionów, octy (również te z naturalnymi dodatkami smakowymi), gotowe pasty, różnego rodzaju oliwki, krakersy i makarony. Ja tam bardzo lubię kupować produkty wykonane z drewna oliwnego. Jest też spory asortyment kosmetyków z dodatkiem składników pochodzących z oliwek. Dla mnie jest to wspaniałe miejsce na zakupy dla siebie jak i na prezent.   

1 te uszy będziesz mógł zarzucać na ramię // 2, 4 sklepik pełen produktów z południa Europy // 3 widzę, że polubiłeś ten kosz ;-)

1 w tej desce z drewna oliwnego do krojenia chleba zakochałam się // 2 piękna jest ta stara umywalnia // 3 ten ocet figowy i wiśniowy uwielbiam od lat 

Szwajcarskie sery można kupić w każdym sklepie czy supermarkecie i są pyszne, ale ja Wam chciałabym opowiedzieć, gdzie te sery są genialne w smaku.

My serowe zakupy robiliśmy w rodzinnym sklepie Fromagerie Bruand w hali pełnej małych stoisk z najwyższej jakości produktami. To miejsce jest idealne, jeżeli chcecie zrobić zakupy na piknik czy na wyjazd. My zdecydowaliśmy się na najstarszego Gruyera, najstarszy Comte i kawałek Camemberta z niepasteryzowanego mleka. Te sery były tak niesamowite, że kupiliśmy je też tuż przed podróżą do domu. Jest możliwość zapakowania ich tam też próżniowo.

Sklep mieści się w Halle de Rive (hali pełnej stoisk z jedzeniem) i jest to ogólnie idealne miejsce na zakupy piknikowe. 
Jeżeli chcecie kupić sery, które wyniosą Was na wyżyny doznań smakowych, to idźcie do sklepu specjalistycznego. Znajdziecie tam starannie wyselekcjonowane sery od małych wytwórców. Nie będę Wam długo pisać. Kupowanie w takim miejscu, to sama przyjemność, smakowanie ich – jeszcze większa. I co ma czasami duże znaczenie, możecie kupić dużo małych kawałków sera na spróbowanie czy na piknik, czego kupując sery paczkowane nie możecie zrobić. 

1, 2, 3, 4 sklep Fromagerie Bruand 

1, 2, 3, 4 sklep Fromagerie Bruand 

1, 4 sklep Fromagerie Bruand  // 2 piknik w parku  La Grange // 3 czas kupić gorącą bagietkę

O tym, że bardzo lubię szwajcarskie wina pisałam nieraz.I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Miejscowe wina można  kupić w każdym supermarkecie, ale polecam Wam zakupy w sklepikach specjalistycznych. Można je tam również znaleźć  w podobnych cenach co w supermarketach, ale wybór jest większy, lepszy i sprzedawca pomoże Wam dobrać wino do Waszych gustów czy serwowanych dań. Ceny szwajcarskich win zaczynają się od około 12 franków, a przeważnie kosztują koło 20-30.

1, 3 Vinea Helvetica - sklep z winami wyłącznie ze Szwajcarii // 2 a co masz w tym koszyku? // 4 wybieramy ze sprzedawczynią wino na piknik


Oliviers & Co
Place du Bourg de Four 8, Genewa
Fomagerie Bruand

Halle de Rive

Rue Pierre-Fatio 17, Genewa

Vinea Helvetica
Av. Pictet-de-Rochemont 35, Genewa
czynne od 10.00 do 18.00

1, 4   Ladurée // 2 relaks w parku La Grange // 3 makaronik pistacjowy

W czasie naszego pobytu zaznaliśmy prawdziwego lata i temperatur powyżej              trzydziestu stopni każdego dnia. Tak jak wcześniej wyjeżdżaliśmy w poszukiwaniu wiosny, to teraz zapragnęliśmy słońca, lata, wiatru we włosach i bardzo ciepłych wieczorów. Czasami było tak gorąco, że marzyłam o kąpieli w fontannie, ale obawiam się, że nie przeszłoby to niezauważone. Bez wzbudzania zainteresowania przechodniów;-) chłodziliśmy się lodami. Produkty mleczne w tym kraju są na najwyższym poziomie, więc lody smakowały wspaniale.

1 kawowe, pistacjowe i pekanowe // 2 Gelatomania - potrafią tu zrobić lody // 3 piękne // 4 te smaki... kusił mnie croissantowy

Gelatomania
Pl. du Bourg-de-Four 2, Genewa


1 Villa La Grange // 2 a w środku koszyka są same smakołyki // 3 dobrej kawy potrzebuję // 4 te sery...

1, 2, 3, 4 jeden z najpopularniejszych środków transportu w Genewie

O mojej miłości do odwiedzania targów staroci już Wam niejeden raz pisałam (nawet w tym poście), więc nikt raczej się nie zdziwi, że w Genewie też odwiedziłam takie miejsce. I wiecie co, to były moje największe i… najtańsze (!) zakupy na starociach w życiu. Nigdy jeszcze nie wróciłam tak obładowana z zakupów na takim targu. Ceny były niesamowicie niskie, a sprzedawcy, kiedy zapadała chwila ciszy (bo namyślałam się jak odpowiedzieć po francusku) obniżali jeszcze proponowane ceny. W pewnym momencie, zdecydowałam się wrócić do hotelu, bo stwierdziłam, że muszę już sama przyhamować z zakupami, bo walizka nie pomieści właśnie nabytych skarbów. Wróciłam z 4 świecznikami, starym nożem Opinel, łopatką do ciasta, szwajcarską formą na babkę i miedzianym naczyniem z pokrywką do zapiekania. Na tym targu było dużo sztućców, cynowych i miedzianych naczyń, książek i komiksów, tac, szklanek, kieliszków i wazonów. Było oczywiście masę śmieci, ale też masę skarbów. Komplet starych sztućców dla 6 osób czyli w sumie 24 sztuk można było kupić za około 10-20 franków. Mało było za to mebli i porcelany.

1 mam słabość do miedzianych naczyń // 2 jak stara, ale nowa // 3 zabawka z dawnych lat // 4 po trzy franki sztuka, ale kupiłam łopatkę do ciasta z tego pudła za jednego

1 piękny jest ten odcień zieleni // 2 katedra w blasku wschodzącego słońca // 3 lubię takie krzesła // 4 uwielbiam te papryczki

1 sklepienie w kaplicy Machabeuszy w katedrze św. Piotra w Genewie - przez pewien czas był tu magazyn zboża // 2 Bonpoint - mam słabość do tego sklepu. Kiedy dzieci miałam małe, była to jedna z moich ulubionych marek z ubrankami dla nich. I jak tam pięknie pachnie // 3 widok na katedrę // 4 detale

1 latarnia Phare des Pâquis // 2 uliczka starego miasta u schyłku dnia // 3 te brzydkie kaczątka są śliczne // 4 latarnia Phare des Pâquis nocą

1 smak tych serów jest niesamowity // 2 przy tej uliczce stoi nasz hotel, a na jej końcu jest jezioro // 3 lubię takie pocztówki // 4 genewskie kamienice w świetle wschodzącego słońca

Lubię muzea sztuki. Nie jestem jakąś wielką znawczynią malarstwa czy rzeźby, ale obcowanie ze sztuką sprawia mi przyjemność, zwiększa wrażliwość i uczy mnie nowych rzeczy. Nawet jeżeli w danym muzeum nie ma obrazów znanych mi czy lubianych malarzy, to i tak lubię iść do takiego miejsca. Wtedy poddaję się strumieniowi emocji i odczuwania i idę wolno przez sale muzealne, patrząc na obrazy i zatrzymuję się dopiero przy czymś co spodoba mi się, wywoła emocje czy zwróci moją uwagę. Wtedy już zaznajamiam się z autorem obrazu, a potem zgłębiam jego temat i szukam innych dzieł. W taki sposób poznałam większość malarzy skandynawskich. Muzeum Sztuki w Genewie to nie jest Luwr,  National Gallery w Londynie albo Metropolitan Museum w Nowym Jorku, ale jest to ciekawe muzeum pozwalające wyrobić sobie jakiś pogląd o malarstwie szwajcarskim. W tym muzeum można obejrzeć również mniej znane obrazy docenianych i popularnych malarzy (na przykład francuskich impresjonistów), a także obejrzeć sporą kolekcję sztuki egipskiej. Na mnie duże wrażenie zrobiły rzeźby.

Budynek muzeum pochodzi z początku XIX wieku. Jest piękny i majestatyczny. Klatki schodowe, halle, dziedzińce, wielkie okna, posadzki, schody, lustra czy łukowate sklepienia robią wrażenie. Jeżeli nie przepadacie za malarstwem czy rzeźbą albo sztuką egipską (która zajmuje jeden poziom muzeum), to w trakcie spaceru po starym mieście możecie wpaść, żeby coś zjeść lub wypić w muzealnej kawiarni (wewnątrz albo na dziedzińcu) albo… zrobić sobie zdjęcia w tych przepięknych wnętrzach. Wstęp do muzeum jest bezpłatny. Trzeba tylko pobrać wejściówkę przy wejściu.

Musée d'art et d'histoire
Rue Charles-Galland 2, Genewa

http://institutions.ville-geneve.ch/fr/mah/

1 w stronę muzeum sztuki // 2 ten hall, ta posadzka, to światło... // 3 mozaikowa posadzka // w muzealnej kawiarni

1 w stronę kawiarni // 2 a co zobaczymy na górze? // 3 gra cieni // 4 czyż to nie jest piękne? 

1 w selfie w lustrze jestem kiepska // 2 popatrzcie na tę klatkę schodową // 3 uwielbiam Modiglianiego // 4 robi wrażenie

1, 3 ile delikatności jest w tych rzeźbach // 2 w obiektywie towarzysza życia // 4 zachwycił mnie ten obraz

Mój mąż zaproponował, żebyśmy poszli do muzeum Patek Philippe. Szwajcaria słynie z zegarków, założyciel tej jednej z najsłynniejszych firm zegarmistrzowskich ma polskie korzenie i… nigdy jeszcze nie byłam w muzeum zegarków. Tak sobie myślałam przed dotarciem na miejsce o atutach odwiedzenia tego muzeum. Jak wychodziłam, to myślałam, że jest to jedno z tych muzeów, które zrobiło na mnie największe wrażenie. Nigdy nie myślałam, że oglądanie zegarków może wywołać u mnie takie emocje, ale… te prezentowane tam zegarki są prawdziwymi dziełami sztuki, mistrzostwem i pięknem. Zachwycają urodą, precyzją i wykonaniem. To nie jest muzeum, w którym obejrzycie ileś tam zegarków na pasku czy kieszonkowych z dewizką. To przekrój przez historię kunsztu szwajcarskiego zegarmistrzostwa.

Firmę założył w roku 1839 Polak, Antoni Patek (1812–1877), który po powstaniu listopadowym wyemigrował z Polski do Szwajcarii. Jego wspólnikiem  początkowo był Franciszek Czapek,  a od 1851 r. Francuz Jean Adrien Philippe (1815–1894). W tym czasie Genewa miała już trzystuletnią  historię zegarmistrzostwa.  W połowie XVI w. Kalwin wprowadził w Genewie surowe prawo, zakazujące między innymi noszenia biżuterii, wtedy jubilerzy zajęli się wyrobem… zegarków.  I tak religia miała wpływ na powstanie zegarków, które były nie tylko praktycznym przedmiotem, ale w dużej mierze ozdobą, jubilerskim dziełem sztuki. Ciężko opisać te niezwykłe eksponaty, ale niestety nie mogę Wam pokazać żadnych zdjęć. W muzeum jest zakaz ich robienia i jest to bardzo przestrzegane. To muzeum ma tak dużo eksponatów o niesamowitej wartości, że nawet nie dziwię się tym zaleceniom.

Co mogę Wam jeszcze napisać? Jeżeli będziecie w Genewie, idźcie koniecznie do tego muzeum (nie spodziewałam się, że kiedyś będę kogoś tak namawiała do odwiedzenia muzeum z zegarkami).

.

Patek Philippe Museum

Rue des Vieux – Grenadiers 7, Genewa

Otwarte wtorek – piątek od 14.00 do 18.00 i od piątku do soboty od 10.00 do 18.00

https://www.patek.com/en/

Bilet wstępu 10 franków

1 bilet do muzeum Patek Philippe // 2 mój zegarek jest duński i lubię go bardzo // 3 w hallu muzeum // 4 ipad i słuchawki - pomocnicy w zwiedzaniu muzeum

1 smak prowansalskich truskawek zostanie we mnie na długo // 2 hallu muzeum Patek Philippe // 3 odkryłam obrazy Raphaelle'a Peale, amerykańskiego malarza z XVIII wieku dzięki temu muzealnemu ipadowi // 4 ładne

1 wiedziałeś, że one będą takie duże ? - The hamburger foundation // 2 czas wracać // 3 w 15 minut z centrum miasta na lotnisko // 4 lubię szwajcarskie pociągi

The hamburger foundation
Rue Philippe-Plantamour 37, Genewa

1 lubię atmosferę lotnisk // 2 kończy się dzień // 3 wschody i zachody słońca mogłabym oglądać codziennie // 4 kawiarnia na muzealnym dziedzińcu

1 skarby z genewskiego targu staroci // 2, 3, 4 pamiątki z podróży - sery, wino i świeczniki


1 stara sopocka kamienica // 2 każdy ma "swoje" przejście na plażę - to jest mojej teściowej // 3 wietrzno słoneczny dzień w Sopocie // 4 jak się mieszka w domu z taką wieżyczką?

Lubię Trójmiasto, a najbardziej Gdańsk i Sopot, które są miastami rodzinnymi moich teściów i męża. Lubię chodzić po uliczkach pełnych zieleni i starych domów. Zawsze podziwiam przeszklone werandy, wykuszowe okna, mansardy, balkony i tarasy. I zastanawiam się, jak mieszka się w domu z takimi elementami architektonicznymi. A najbardziej lubię słuchać opowieści o dawnych czasach, o życiu w tym mieście - kurorcie po wojnie, barwnych historii o artystach i balach w Grand Hotelu.

Według mojej teściowej wszystko najlepsze w Trójmieście jest Sopocie. Za to mój teść uważał, że w Gdańsku :-).  Rozumiem ich miłość do miasta rodzinnego i lokalny patriotyzm. Ja patrzę bardziej z boku i wybieram w każdym mieście wszystkiego po trochu. Chociaż muszę przyznać, że do Sopotu (poza sezonem) mam wielki sentyment.Do architektury, starych domów z przeszklonymi werandami, ogrodów... Mogę tak długo.

1 pasta jajeczna (zwana w moim domu sałatką galicyjską) i twarożek z nowalijkami często gościły na stole w moim rodzinnym domu. Teraz przyrządziłam je w męża rodzinnym domu // 2 najważniejsza na świecie ulica dla mojej teściowej // 3 i najważniejszy balkon // 4 każde naczynie z tego stołu jest pełne wspomnień i rodzinnych historii

Kwiaciarnie dzielę na zwykłe i niezwykłe. Zwykłe omijam szerokim łukiem, a niezwykłe odwiedzam, kiedy tylko mogę. Taką niezwykłą kwiaciarnią jest sopocki FJOŁ. Piękna zewnątrz i piękna wewnątrz. Jak dobrze, że są takie miejsca.
Mam swoją ulubioną kwiaciarnię w Gdyni, mam w Sopocie. Teraz muszę znaleźć jeszcze w Gdańsku.

Kwiaciarnia FJOŁ 
Aleja Niepodległości 787, Sopot
Aleja Zwycięstwa 228c, Gdynia Orłowo

Kwiaciarnia FJOŁ w Sopocie

Kwiaciarnia FJOŁ w Sopocie


1, 2 lubię takie obrośnięte pnączami domy // 3 sopockie klimaciki // 4 nie wiem co to, ale ładne

Mam też w Sopocie swoje ulubione miejsca na obiad czy kolację. Szybki lunch albo na randkę. Ostatnio byliśmy w restauracji 1911, którą mogę Wam szczerze polecić: na lunch, na obiad, kolację, spotkanie ze znajomymi, randkę... Ciekawy wystrój, dobre położenie, przemiła obsługa i co chyba jest najważniejsze - pyszne jedzenie. Zjedliśmy tam kilka dań i wypiliśmy kilka różnych win.Najmniej mogę Wam powiedzieć o deserze, bo każdy z nas zawsze bierze ten sam - krem z białej czekolady z marakują. Ale to jest chyba najlepsza rekomendacja dla deseru ;-).

Przemiło wspominam tam wybór win. Smakowanie, omawianie, próbowanie, dobieranie...I to wszystko przy pięknym barze z wielkiej kamiennej bryły.

Jak słuchałam, co inni zamawiają przy stolikach, to najczęściej powtarzały się dwa dania: tatar z dodatkiem lubczyku i chipsa ziemniaczanego i babka ziemniaczana ze szparagami i sosem truflowym. Obydwa dania jedliśmy i rzeczywiście zasługują na swoją popularność. Halibut z groszkiem, szparagami i oliwą miętową jest pyszny. Tak samo jak rostbef ze szparagami, sosem bernaise i ziemniakami hasselback. Ja polecam Wam jeszcze chleb na zakwasie z dodatkiem palonego masła. Prostota i bogactwo smaku. Krótko mówiąc. To jest fajne miejsce z pyszną kuchnią. Nie jadłam tam jeszcze śniadania. To plan obowiązkowy przy następnej wizycie w Sopocie.


Restauracja 1911

ul. Grunwaldzka 4/6, Sopot

czynne o 8.00 (9.00) do 21.00 (22.00)

https://www.sopot1911.pl/

Restauracja 1911
1 rozmowy o winie przy barze // 2 halibut, groszek, szparagi... // 3 chleb i palone masło - pycha // 4 babka ziemniaczana ze szparagami i truflowym masłem

Restauracja 1911
1 pyszne ziemniaki hasselback // 2 przy barze // 3 krem z białej czekolady z marakują // 4 a to już śniadanie w gdańskiej "Marmolada, chleb i kawa"

1 ach ta babka... // 2 a co na deser? // 3 jedno z ulubionych miejsc w Gdańsku - Garnizon // 4. tatar w 1911


Irenę, znaną na instagramie jako Welcome to my coffee world - https://www.instagram.com/welcome_to_mycoffeeworld/ znałam od dobrych paru lat. 

Kiedy poznałyśmy się lata temu w realu, od razu zapałałyśmy do siebie obopólną sympatią. Rozmawiałyśmy wtedy jakbyśmy znały się od dawna. Ten rok przywitaliśmy wspólnie na plaży pijąc szampana i zaśmiewając się do rozpuku w akompaniamencie szumu fal i fajerwerków gdzieś w oddali. Planując nadchodzący rok, wspólne spotkania nad morzem i na Bakalarskiej na azjatyckiej uczcie. Pamiętam nasz poranny spacer w Nowy Rok z kubkami z kawą. Poszłyśmy we dwie przed siebie i gadałyśmy chyba na każdy temat. Opowiadając sobie smutne i radosne historie. To była taka cudowna rozmowa pełna bliskości. Bo wiecie Irenę lubić i być z nią tak prawdziwie blisko nie było trudno. A potem puszczaliśmy drona, żeby utrwalić nas w dole na tej plaży i morze. I mam te zdjęcia, które wtedy Irena zrobiła. I są one dla mnie pamiątką tych chwil. I mam szklanki do whisky, które Irena  przywiozła, bo w domku nad morzem mamy maszynkę do lodów, gofrownicę i masę innych rzeczy, ale szklanek nie było.

Podziwiałam Ireny ścieżkę zawodową, jej ścisły umysł i wrażliwe serce, miłość do fotografii, radość z drobiazgów i to jak potrafiła mnie motywować i cieszyć się moimi sukcesami. I jak zaśmiewałyśmy się, kiedy zmotywowana przez Nią zaczynałam biegać i po dwóch dniach treningów robiłam sobie jakąś krzywdę, która uniemożliwiała mi treningi przez najbliższe 2-3 miesiące.

Brak mi jej bardzo. Cholernie brak. I ciągle ciężko mi uwierzyć, że tak nagle odeszła i już jej nie ma. I nie umiem ciągle sobie poradzić sobie z tą myślą. 

Żegnaj Irenko.

Żegnaj Irenko

1 w Dzień Matki przywiozłam moją mamę do domu po tygodniach pobytu w szpitalu - cudowny prezent dla mnie i dla Niej // 2 światło // 3 Nap - lubię ten sklep // 4 przestrzeń i światło

Faktury i struktury
1 plaża nad Bałtykiem po deszczu i wietrze // 2 krystaliczna woda w jeziorze Genewskim // 3 mur ze starego kamienia w Genewie // 4 bar w restauracji 1911

1 kocham maj za kwitnące drzewa // 2, 3 ukochana ceramika Kasi Białek i miedziane naczynia w sklepie NAP // 4 lubię sklepy muzealne

Ten post szykowałam dla Was przez cztery dni i w chwili, kiedy miałam go opublikować skasował mi się i wszystko przepadło. Każde słowo, każde zdjęcie. Oczywiście nie sam mi się skasował, tylko ja to JAKOŚ zrobiłam i do tej pory nie wiem jak. Wszystko musiałam pisać i robić od początku, więc jeżeli dotarliście do tego miejsca, to znaczy, że warto było go pisać jeszcze raz. Chciałam już zrezygnować z niego, bo żal i złość rozpierała mnie całą. Wtedy mąż powiedział mi: lubię czytać to co piszesz i... zaczęłam od nowa.


A co nam przyniesie czerwiec?

Komentarze

  1. Ja też lubię, wnosisz trochę luksusu i radości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też lubię czytać co piszesz. Pozdrawiam🤗

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam...I uwielbiam czytać

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały czas zachwyca mnie Twoje patrzenie na świat ,Twoje wybory miejsc , jedzenia i ten pracowity sposób przekazywania tego wszystkiego .Dziękuję !

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też lubię czytać..dziękuje za polecajki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczytałam się .... zamyśliłam...Tak ciekawie opowiadasz, że czuję się jakbym tam wszędzie była. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Doczytałam do końca jak zawsze :)
    Gdańska kwiaciarnia do sprawdzenia: Flora Muzyka we Wrzeszczu. Mają również Instagrama

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam czytać Twoje opowieści, jest w ich tyle romantyzmu.... Przekazujesz w nich świadome przeżywanie swego życia, wykorzystywanie własnych talentów, zainteresowań i możliwości oraz kultywowanie wartości...
    Ps po prostu świetne. Chętnie poczekam na wydanie zbioru opowiadań,, do którego to zachęcam i który nie ukrywam chciałabym mieć w swojej biblioteczce.
    Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękujemy za zatrzymanie się w Vinea Helvetica. Mamy nadzieję, że wino przypadło Ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.

Popularne posty