A diary from last month. Marzec.

Marzec zaczęliśmy razem w domu na kolejnym tygodniu izolacji. Słabi, chorzy i bez energii. Wtedy myślałam, że jak będę podsumowywać miesiąc, to nie napiszę Wam o wielu rzeczach. Słuchaliśmy wiadomości o świecie, czytaliśmy i nadrabialiśmy zaległości filmowe. 

To był bardzo spokojny czas u nas w domu, ale niespokojny poza nim. Oglądałam przejmujące zdjęcia z granicy, słuchałam jak zwykli ludzie organizują pomoc i angażowałam się tak jak mogłam na tę chwilę - na odległość. 

Podziwiałam ludzi - wolontariuszy, którzy nieśli pomoc uchodźcom. Dla mnie to są prawdziwi bohaterowie. I jedną z takich osób, które podziwiam jest nasz syn Jantek. On - student medycyny i inżynierii biomedycznej został organizatorem i koordynatorem punktu medycznego na warszawskim dworcu centralnym. Zaczął od kartki na tekturze, zebrania i zakupu pudła leków i skrzyknięcia znajomych do pomocy. Po kilku dniach to był sprawnie działający punkt, z całodobowymi dyżurami lekarza i ratowników i z wielkim asortymentem leków. Pomogli tak wielu ludziom, przeżyli tak dużo. Całkowicie spontanicznie i bezinteresownie. Podziwiam go i wszystkich wolontariuszy. Wszystkich, którzy niosą pomoc. 

1. Jantek i punkt medyczny na dworcu centralnym // 2. kiedy wracasz do domu z pracy i musisz przejść po kładce, żeby do niego się dostać // 3. fragment nowo budowanej  części szpitala - sprawcy wykopów wokół mojego domu // 4. tak zaczynał działalność punkt medyczny na dworcu centralnym

 Powrót do pracy po długiej nieobecności zawsze jest trudny, bo trzeba nadgonić zaległości i znowu wdrożyć się w rytm. Za moim oknem widać budowę nowej części szpitala, w której jedno piętro zajmie blok operacyjny, na którym będę pracować. Teraz tak nie widać postępów budowy, bo większość prac odbywa się wewnątrz. Któregoś dnia, kiedy wróciłam z pracy,  okazało się, że nie mamy już chodnika przy domu... Ale o tym przeczytacie trochę niżej. 

Kiedy zbliżał się ostatni weekend przed moim powrotem do pracy, wpadliśmy na spontaniczny pomysł... wyjazdu do Włoch, żeby wypić tam prosecco w dniu urodzin mojego towarzysza życia. 

Włoską przygodę zaczęliśmy w Bergamo. Nigdy wcześniej nie byłam w tym mieście. Latając do Mediolanu, wybierałam lotnisko Malpensa. O Bergamo słyszałam dużo dobrego i muszę Wam powiedzieć, że to zasłużona opinia. Nie mogę powiedzieć, że je dobrze poznałam, bo spędziliśmy tam za mało czasu, ale to co zobaczyłam, zrobiło na mnie wrażenie. Cudowna architektura, piękna stara część miasta znajdująca się na wzgórzu, zakamarki i zaułki, dobre jedzenie i pyszna kawa. Wrócę do Bergamo.
Wyjeżdżając czułam się słaba po przebytej chorobie, a ten wyjazd postanowił mnie na nogi. Ta moc wrażeń, najlepsza na świecie kawa, duża dawka glutenu łechcąca przyjemnie moje zakończenia nerwowe, pistacjowe lody jedzone bez ograniczeń,  wiosna wokół, wizyty na targu i rozmowy łamanym włoskim ze sprzedawcami podziałało na mnie jak najlepsza kuracja.
To był niesamowicie intensywny wyjazd, ale bardzo nam potrzebny i piękny.

Targ w Padwie

W cukierniach w Bergamo króluje lokalny smakołyk - polenta e osei. Początki tego ciastka sięgają 1910 roku, kiedy Amadeo Alessio z żoną Giuseppiną upiekli je pierwszy raz. To słodkie (przeważnie bardzo słodkie) ciastko w formie półkuli z biszkoptu, maślanego kremu, kremu z orzechów laskowych i rumu. Całość pokrywa. żółty marcepan, który obsypany jest drobnym, żółtym cukrem. Wierzch zwieńcza czekoladowy ptaszek.


Cukiernia Nessi Bergamo Alta
Via Gombito 34
Bergamo

Nie zapomnę pierwszej kawy w czasie tego pobytu we Włoszech. Zanim ją wypiłam, nie zdawałam sobie sprawy jak tęskniłam za włoskim espresso i jak było mi ono potrzebne.
Mała ogrzana filiżanka, gorące i intensywne espresso, które nie sięga nawet do połowy filiżanki, gęsta crema na wierzchu.. I ten smak. Pierwszy łyk, który spływa po gardle i powoduje, że czujesz jak wstępuje w ciebie radość i siła.

Kawiarnia Botticelli
Piazza Mercato delle Scarpe
Bergamo

1. kawiarnia Botticelli - Bergamo // 2. gałązka mimozy - włoskiego symbolu wiosny // 3. te cytryny kupowałabym na skrzynki // 4. cukiernia Nessi i ciastko polenta e osei symbol Bergamo

1., 4. kawa w Circolino di  Città Alta // 2. kawa w kawiarni Botticelli // 3. kawa pita przy ladzie czyli pijemy kawę jak Włosi  

Circolino di Città Alta (Cooperativa Citta' Alta) to miejsce w jednej z bocznych uliczek starego Bergamo (Città Alta), które polecam Wam bardzo na jedzenie, kieliszek wina, kawę czy piwo. Znajduje się w zabytkowym kompleksie Sant'Agata, znanym jako stare więzienia w Bergamo. To miasto jak i wiele miast turystycznych odczuło negatywne zmiany związane z napływem coraz większej liczby turystów. Rosły ceny i czynsze, zamykano małe lokalne sklepiki i bary, zaczynało brakować miejsc, gdzie mieszkańcy (szczególnie starsi) mogliby się spotykać i spędzać wspólnie czas.  W 1981 roku w dzielnicy Città Alta narodziła się niewielka spółdzielnia (cooperativa), która miała z jednej strony być miejscem spotkań mieszkańców, a z drugiej miała przynosić dochód pozwalający na utrzymanie tego przedsięwzięcia. 
Możecie tam wspaniale zjeść i spędzić czas podziwiając malunki na ścianach. Dania w dużej mierze skomponowane są z lokalnych składników, więc będziecie mieć możliwość spróbowania lombardzkich dań. Polecam Wam bardzo pierożki casoncelli alla bergamasca. Spróbuję odtworzyć ich smak w domu.
Ceny dań i napojów są na BARDZO atrakcyjnym poziomie.

Circolino di Città Alta 
Vicolo Sant'Agata, 19
Bergamo



Bazylika Santa Maria Maggiore - Bergamo



1. kwitnące wrzosy w dolinie Val Gardena - do tej pory nie rozumiem jak to możliwe o tej porze roku // 2., 3. magnolie w pełnym rozkwicie // 4. ta kwitnąca wiśnia pachniała oszałamiająco i intensywnie

1., 2., 3., 4. Circolino di Città Alta  - Bergamo

1., 2. uliczki Bergamo // 3., 4. Circolino di Città Alta 

Są takie rzeczy, na które bardzo zwracam uwagę. To są posadzki. Mam do nich słabość. Do ich wzorów, kolorów, materiału z którego są wykonane.W telefonie mam całą kolekcję zdjęć posadzek. Lubię je dotykać dłońmi, czuć pod stopami wyżłobienia i wytarcia jakie  powstały przez setki lat ich używania. Lubię ich chłód i lubię ich ciepło, kiedy ogrzewa je słońce. Czasami odkrywam niesamowite posadzki w niepozornych miejscach i wtedy cieszą mnie one jeszcze bardziej.

Posadzki. Wzory i kolory.

Posadzki są piękne, ale stary bruk też.

Cienie, światła, refleksy... 

1., 4. lubię też stare domofony // 2. detale // 3. stare lustro, stare drzwi i jeszcze niestara ja :-)

Biel i czerń.


1. ciasto waniliowe, któremu zrobiłam sesję "na mieście"  // 2. chocoflan - to ciasto to prawdziwy hit // 3. ciasto czekoladowo orzechowe - sesja na starym moście w Alpach // 4. sfoglie al pistacchio 

1. na ulicach Padwy // 2., 4. róże kwitnące w marcu // 3. w lokalnej, włoskiej piekarni

Hall w "naszej" kamienicy w Padwie


Ta torebka to był trafiony zakup - nieustannie jest w użyciu

Prosto z targu na stół

Marzec na straganach. Padwa

1. peperoncino - niezbędny składnik we włoskiej kuchni // 2. ładne // 3. pierwsze truskawki jakie zjadłam w tym roku były włoskie // 4. pomidorki z Sycylii - smakują jak te dojrzewające latem

Parę lat temu w jednej z cukierni w Padwie odkryłam całkiem przypadkowo to ciasto. Jest to wypiek regionalny obszaru Veneto. Ciasto jest ciężkie, intensywne i bogate w składniki (ale łatwe do zrobienia). Ma w sobie jabłka,  daktyle, rodzynki, mąkę kukurydzianą, drożdże... Bardzo je lubię. Mój wielokrotnie testowany przepis na Pinza Veneta znajdziecie TUTAJ

 

 1. karczochy można znaleźć na każdym włoskim straganie // 2. Pinza Veneta - ciasto, które odkryła parę lat temu w Padwie i które uwielbiam // 3. Sfogliata - muszę sama upiec // 4. uwielbiam kupować oliwki na wagę - rózne odmiany, różne smaki
 
Bergamo to był taki krótki przystanek w naszej ostatniej podróży do Włoch. Byłam tam pierwszy raz i powiem Wam, że jestem nim zachwycona. To miasto jest taką perełką. Stare budynki, piękne zaułki, pyszne jedzenie, ceny niższe niż w znanych, dużych włoskich miastach, cudowne zabytki... To jest miasto, które zasługuje na podróż. Ja wiem, że wrócę tam znowu. Tym razem na dłużej, żeby je smakować i delektować się nim.

Z Bergamo ruszyliśmy do Padwy. Do miasta, w którym się czuję prawie jak w domu. Wynajmujemy tam zawsze mieszkanie w starej kamienicy przy jednym z trzech głównych placów. Na każdym z tych placów codziennie odbywa się targ, więc możecie wyobrazić sobie jak ja się tam czuję. Dwa z nich (Piazza della Frutta i Piazza delle Erbe) rozdziela Palazzo della Ragione. Na jego parterze pod krużgankami mieszczą się sklepiki z serami, wędlinami, mięsem, makaronami... a także kawiarnie i piekarnie. Mam tam swój poranny szlak. Zaczynam od kawy w kawiarni na jednym z rogów placu, a potem ruszam ku przygodzie ;-)
Niesamowite jest to, że sprzedawcy z dwóch sklepików rozpoznają mnie, więc zakupy robię tam prawie jak na swoim targu. Mimo, że byłam w Padwie wielokrotnie, to za każdym razem czuję niesamowitą radość i szczęście, że znowu tam jestem. Mogę tam robić to co uwielbiam: najpierw zakupy na targu, a potem gotowanie w mieszkaniu z widokiem na plac. Przez otwarte okna wlatuje ciepły wiatr, zapachy, dźwięki... Dźwięki z kawiarni, z placu targowego, z restauracji, kościelnych dzwonów...
Te kolory...

Sklepiki wśród krużganków Palazzo della Ragione

1. bez ziół nie ma gotowania // 2. szósta rano - sprzedawcy rozkładają swoje stragany // 3. Emilio - sprzedawca serów i mój włoski adorator ;-) // 4. zakupy w tych sklepikach to sama przyjemność

1. prosecco we dwoje // 2. casoncelli alla bergamasca i pizza z lombardzkim serem // 3. kawa przy barze i można ruszać na zakupy // 4. grzeszne przyjemności - lody z ulubionej lodziarni na placu jedzone w łóżku prosto z pojemnika. Te pistacjowe... 

1. koszyk pełny - można wracać // 2. sprzedawca najlepszych suszonych owoców // 3. Palazzo della Ragione pełne jest małych sklepików // 4. poproszę kawałek guanciale

Kiedyś na targu w Padwie kupiłam pierwsze w życiu gałązki mimozy i przywiozłam je do Polski. Mimoza już zawsze będzie kojarzyć mi się z tym miastem.

I jak tu nie kochać zakupów

1. zachwyt // 2. może jeszcze kupię parmezanu? // 3. poproszę sześć sztuk // 4. dokąd poniosą?

Tutaj niepotrzebny jest żaden podpis
Wiosna

To był prawdziwy spontan. A może przed powrotem do domu zdążymy w Dolomity na krótki spacer i kawałek strudla? Zdążyliśmy. 

Dolomity i Południowy Tyrol to nasze ukochane miejsce na zimowe wakacje i jeżdżenie na nartach. Tam nasza córka porzuciła narty dla snowboardu, a syn stawiał pierwsze kroki na nartach jako niespełna dwuletni berbeć. 
Uwielbiam ten region. W Dolomity zawsze wyjeżdżaliśmy zimą. Kiedyś chciałabym latem.

Z krótką wizytą w Dolomitach
1. i jak tu nie siąść i nie delektować się chwilą // 2. gdzieś we włoskich górach // 3. helikopter w górach na lądowisku oznacza jedno - pomoc nie jest potrzebna // 4. specjał Południowego Tyrolu - speck

1. zatęskniłam za jazdą na nartach // 2. po kawałku strudla? // strudel w Południowym Tyrolu to wręcz obowiązkowy deser // 4. to w którą stronę idziemy?

Z podróży zawsze wracamy po nocy. Wybieramy ostatni samolot, pociąg czy wyjazd samochodem po zachodzie słońca. Nie jest to zbyt mądre, ale wolę cieszyć się podróżą kilka godzin dłużej i snem kilka godzin krócej. Czasami myślę sobie, że fajnie byłoby tak wrócić wcześniej, spokojnie rozpakować się, wytrzeć kurze i iść spać o przyzwoitej godzinie, ale ciągle wybieram tę opcję mniej mądrą ;-)
Po czterech godzinach snu, zobaczyłam w lustrze kobietę z podkrążonymi oczami, ale też z radosnymi. Cieszę się, że mogliśmy wypić jeszcze jedno espresso przy barze i zobaczyliśmy zachód słońca w górach.
Ta włoska podróż dużo mi dała. Radości i nowej energii. W pracy doszło mi dużo nowych obowiązków, więc energia jest na wagę złota. Potrzebowałam słońca, zapachu ukwieconych drzew i porcji glutenu.

1. pieczone winogrona do lodów waniliowych - pyszne // 2. szykujemy kolację // 3. kanapka z piekarni Dej z boczniakami i kiszoną kapustą - PYSZNA // 4. ten przepis bije rekordy popularności na blogu

Włoskie gotowanie po powrocie do domu
1. kawa i pistacjowy Lindor - pyszne // 2. te zakupy przed wyjazdem... // 3. nowe w rodzinie - dołączyły do domowej kolekcji duńskiej porcelany Royal Copenhagen // 4. zawsze chciałam pojeździć Mini - we Włoszech pojeździłam

Lubię podróże. 
Dostarczają mi one nowych bodźców, otwierają głowę na świat i ludzi (chociaż uważam, że mam ją otwartą), uczą i rozwijają. Cieszę się, że znowu podróżuję. I doceniam to bardzo, że wyjeżdżam gdzieś, bo mogę i chcę, a nie dlatego, że muszę.

I znowu wyjechaliśmy.

Berno. mam słabość do tego miasta.

Dobrze po ponad 10 latach wrócić do znanych sobie miejsc.

Szwajcaria zawsze była bliska. Zachwycam się tamtejszymi górami, szlakami, serami, pociągami, czekoladą, serami, winami... Czym ja się tam nie zachwycam?  :-)

Jedną chyba tylko rzeczą. W wielu górskich domach do wynajęcia i hotelikach jest pościel z wzorzystej kory, a ja takiej bardzo nie lubię. BARDZO ;-)

Mężu, może znowu tam pojedziemy? Tylko popatrz jaka pościel jest w hotelu ;-)

TUTAJ znajdziecie wcześniejsze posty, w których piszę o naszych wyjazdach do Szwajcarii, o serach, o niesamowitych przygodach jakie nas spotkały w tym kraju, o kursie czekoladowym w najstarszej fabryce czekolady, o piknikach..., a do tego czeka tam na Was garść szwajcarskich przepisów. Ich najłatwiej szukać pod TYM linkiem.
Słońca nie ma, wiosny też nie, ale radość jest.

Berno

1. prawie jak w Paryżu // 2., 3. ja wszędzie znajdę targ // 4. takie światło też ma swój urok

1. czy ja komuś obiecywałam, że nie kupię więcej takiego koszyka? Ale jak ich nie kochać. I przecież każdy mam inny ;-) // 2. lubię oglądać ładne kartki pocztowe // 3., 4. czy ja znowu "niechcący" trafiłam na targ?

Nieważne, że nie ma pogody. Jedźmy w góry

Upiekłam ciasto na podróż, ale zaraz chyba sama je zjem.

Pogody idealnej nie ma, ale wcale mi to nie przeszkadza

Gdzieś w Alpach z ciastem czekoladowo orzechowym


Nie są to kolory jak z reklamy wakacji w Szwajcarii, ale dla mnie tworzą niesamowity klimat i nastrój.

1., 2. na śniadanie dostaliśmy lokalne produkty // 3., 4. kiedy rano wstajesz, a okazuje się, że góry zniknęły

1., 2. mieszczuch, który znalazł się na prawdziwej wsi jest szczęśliwym mieszczuchem // 3. rozumiem tylko po francusku // 4. pogadać z gospodynią po francusku o jej konfiturach - bezcenne

I znowu wróciliśmy po nocy.
Wróciliśmy też do błękitnego nieba i słońca.

Idąc do pracy zobaczyłam tajemne znaki na chodniku, a wracając kilka godzin później zobaczyłam, że... nie ma chodnika. Do furtki prowadziła kładka (o niezbyt solidnej konstrukcji ;-)), a ulica pełna była mężczyzn, których trudno byłoby nie zauważyć (ach te kamizelki odblaskowe) i malutkich koparek. I jeszcze ciężko nie wspomnieć o ogarniającym wszystko hałasie.

 Po krótkiej pogawędce z panami sprawa wyjaśniła się. Sprawcą tego wszystkiego jest... moja praca.
:-)
Te roboty związane są z podłączeniem prądu o dużej mocy do nowego budynku szpitala (w którym jedno piętro zajmie nowy blok operacyjny). Wymaga on dużej mocy, a żeby była ta moc, to trzeba ją podłączyć, a żeby ją podłączyć, to trzeba... rozkopać ulice. I tak praca dopadła mnie w domu ;-) Niedługo będę chodzić do szpitala szlakiem kabla. Jak po sznurku ;-)

1. lubię testować przepisy Ottolenghi // 2. pod domem mam wykopki, żeby w pracy mieć moc ;-) // 3. sprawca rozkopanej ulicy - moje przyszłe miejsce pracy // 4. wymyśliłam tę tartę specjalnie do programu DDTVN i myślę, że dobrze ją wymyśliłam ;-)

Na sam koniec miesiąca znowu znalazłam się w porannym programie DDTVN i miałam przyjemność coś ugotować dla WAS i podzielić się moimi przepisami i smakami. 
Dziękuję Wam za tak miły odbiór i za tyle cudownych słów. To jest przemiłe i bardzo się cieszę, że Wam się podobało.
A prowadzący... 
Są świetni.

Powiem Wam jeszcze, że uwielbiam Panie makijażystki z TVN. Maskują moje cienie pod oczami :-) i dobierają mi takie szminki, że sama jestem zachwycona kolorem moich ust.

Marzec zakończyłam tak. Gotując dla tej świetnej dwójki prowadzących DDTVN i dla WAS.


A co przyniesie nam kwiecień?



Komentarze

  1. Och długi był ten Twój marzec, ileż się działo....
    Dziękuję za piękne zdjęcia i piękne spotkanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również bardzo dziękuję. I za ten miły komentarz. Ten marzec w pierwszej połowie był w łóżku, a w drugiej nadrabiałam :-)

      Usuń
  2. Piękne są Twoje opowieści Lorentyno :) A można wiedzieć, gdzie kupiłaś tę czarną tak wygodną torebkę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za ten miły komentarz. Torebka jest ze szwedzkiego sklepu Arket.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, bardzo lubię długie teksty, a mało kto już takie pisze... Co do pościeli z kory, to podzielam Twoje zdanie, nie wiem kto to wymyślił, ale osobiście podejrzewam, że Lucyfer :-):-):-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło mi jest czytać Twoje słowa. Ja często mam wątpliwości czy te teksty nie są za długie i czy chcecie też czytać coś więcej, a nie tylko korzystać z przepisów. Ja lubię pisać, a ten blog jest dla Was, ale też dla... mnie. A pościel z kory... brrr ;-)

      Usuń
  5. Lo , cudne zdjęcia , jak zwykle !

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Proszę, proszę, proszę o przepis na ciasto czekoladowo orzechowe.... Pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudne zdjęcia, sama bym chciała poznać Marcina Prokopa. Włochy znane są przede wszystkim z narciarstwa. Na https://eski.pl/ czytałam trochę na ten temat i najwyższa pora zastąpić Alpami Zakopane.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.

Popularne posty