środa, 31 grudnia 2014

Glühmost czyli jabłkowy sposób na zimową rozgrzewkę.


Kiedy za oknem trzaska mróz, a ciemności spowijają wszystko przez większą część dnia,  przyrządzam rozgrzewające korzenne napoje z dodatkiem alkoholu. 
Glögg, vin chaud, bisschopswijn, Gluehwein, mulled wine, Glühmost, eggnog, bishop's wine... Różne nazwy, różne kraje pochodzenia.
Lubię częstować takimi napojami zmarzniętych gości na początek spotkania, rodzinę po długim spacerze, lubię pić je "we dwoje" wieczorową porą... Zima to idealny czas na korzenne napoje.
W tym roku w naszym domu króluje glühmost. Korzenny napój na bazie soku jabłkowego lub cydru. Prosty do wykonania, a bardzo dobry. 
Ten co widzicie na zdjęciu ma dość ciemny kolor. Używam do jego wykonania soków jabłkowych tłoczonych z owoców, a nie zrobionych z koncentratu. Ilość użytego miodu zależy od naturalnej słodyczy soku. Wszystko zależy z jakich odmian został zrobiony. Ilość użytego alkoholu to też sprawa indywidualnych preferencji.

Glühmost

1 litr soku jabłkowego (tłoczony z owoców, bez dodatku cukru)
1 laska wanilii rozcięta wzdłuż
2-3 łyżki miodu
1 laska cynamonu
4 goździki
4 ziarna kardamonu w łupinkach (lekko rozgniecione)
1 anyż gwiaździsty (opcjonalnie)
50 ml calvadosu
25 ml jasnego rumu

Do garnka wlać sok jabłkowy, dodać miód, wanilię i przyprawy korzenne. Podgrzewać całość przez około 10 minut. Nie doprowadzać do zagotowania. Dodać calvados i rum. Wymieszać. Przecedzić i przelać do szklanek lub kubków.
 

niedziela, 21 grudnia 2014

Wesołych Świąt


Kochani,

życzę Wam wszystkim radosnych Świąt. Pełnych rodzinnego ciepła i szczęścia. Pysznych smakołyków na stole i wymarzonych prezentów pod choinką.

czwartek, 18 grudnia 2014

Korzenne stollen z żurawinami i marcepanem.


Lada chwila spakuję piernik staropolski i śledzie i wyruszę w podróż. W tym roku nasze Święta wyglądają inaczej. Przy wigilijnym stole będzie rozbrzmiewać Cicha noc, a na zewnątrz Stille Nacht. Obok makowca i piernika będzie stollen i lebkuchen. Wieczorami pójdziemy na świąteczny targ, żeby napić się Glühmost i zjeść pieczone kasztany, a potem przyrządzimy kapustę z suszonymi grzybami i upieczemy makowiec. Zawsze najchętniej spędzałam Wigilię w rodzinnym domu, a teraz cieszę się na tę odmianę. Też będzie rodzinnie, ale inaczej. 
Przygotowując się na tę wyprawę upiekłam typowe, niemieckie ciasto świąteczne - stollen. Pachnące korzeniami i grzanym winem. 
W tym roku na Święta łączę dwie tradycje.

Nasz kot jeszcze nie wie co go czeka, ale też jest gotowy do drogi.   

TUTAJ znajdziecie  krótką historię ciasta stollen i przepis, a TUTAJ doskonałe stollen z przepisu Petera Reinharta.

Korzenne stollen z żurawinami
Glühwein Stollen

200 g suszonych żurawin
3 łyżki koncentratu gløggu*
3 łyżki porto
50 g migdałów pokrojonych w słupki
500 g mąki pszennej typu 550
20 g świeżych drożdży
2 łyżki cukru
100 ml mleka
50 g cukru
1 łyżka skórki startej z pomarańczy
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
szczypta soli
125 g miękkiego masła
2 jajka lekko rozbełtane
100 ml mleka
100 g marcepana

roztopione masło do posmarowania wierzchu
cukier puder

Żurawiny włożyć do miseczki. Zalać  koncentratem gløggu i porto. Przykryć folią spożywczą i odstawić na noc. W drugiej miseczce drożdże wymieszać z 2 łyżkami cukru i 100 ml mleka. Odstawić na 10 minut. W dużej misce zmiksować (końcówki haki) zaczyn drożdżowy z jajkami, 50 g cukru, skórką z pomarańczy, kardamonem, cynamonem, solą, mlekiem i mąką. Miksować do uzyskania gładkiego ciasta. Dodać masło i zmiksować do połączenia. Dodać żurawiny wraz z płynem w którym się moczyły i migdały. Ponownie zmiksować (około 1 minuty). Ciasto przełożyć do miski wysmarowanej olejem, przykryć ściereczką i odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić swoją objetość. Ciasto uformować dłońmi na podsypanym lekko mąką papierze do pieczenia na prostokąt grubości 2 cm. Rozkruszyć na powierzchni marcepan. Z ciasta uformować kształt typowy dla stollen lub zwinąć jak roladę. Przełożyć wraz z papierem na dużą blachę. Odstawić do ponownegoi wyrośnięcia na 30 minut. Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Piec stollen 35-45 minut. Jeszcze ciepłe posmarować roztopionym masłem i posypać cukrem pudrem. 
Zawinięte w folię aluminiową można przechowywać przez około 2 tygodnie. 

* Można użyć domowego (przepis TUTAJ) lub kupionego np. w sklepie Ikea lub Duka.


wtorek, 16 grudnia 2014

Makowiec idealny.


Makowiec to ciasto zawsze obecne na naszym świątecznym stole. Tak samo jak z sernikiem i keksem, moja mama i babcie przykładały wielką wagę do jego jakości. Ciasto musiało być wilgotne i aromatyczne. Tak samo zresztą jak masa makowa. 
Przygotowania do wypieku zaczynały się od kupna dobrej jakości niebieskiego maku. Ważne, żeby nie był zjełczały i nie miał piasku. Bogactwo dodatków gwarantuje mu aromat i wilgotność. Dobrze zrobiony smakuje cudownie i długo zachowuje świeżość.

Pamiętam jak w czasie mojego kursu cukierniczego w Paryżu, rozmawiałam z szefem cukiernictwa o tradycyjnych, polskich wypiekach. Kiedy zeszło na temat makowca, zobaczyłam lekkie przerażenie w oczach uczestników i rozmarzenie w oczach szefa. Obiecałam mu wtedy, że jak przyjadę na następny kurs, to upiekę mu makowiec. W mojej szkole w przyszłym roku kończy się remont, więc jeszcze trochę i upiekę mu ten obiecany makowiec. Z tego dzisiejszego przepisu. 

Przy makowcu jest trochę pracy, ale warto poświęcić mu czas i nie żałować składników. Dzisiejszy naprawdę godny jest świątecznego stołu.

Z poniższego przepisu upieczecie 2 makowce. 


Makowiec

ciasto 
50 g świeżych drożdży (lub 10 g suszonych)
110 g (1/2 szklanki) cukru
4 żółtka
180 ml ciepłego mleka
100 g masła
500 g mąki pszennej (typu 550)
rdzeń z 1 laski wanilii (lub 1 łyżeczka pasty z wanilii)
30 ml rumu
skórka starta z 1 cytryny
skórka starta z 1/2 pomarańczy
2 szczypty soli

masa makowa
500 g niebieskiego maku
50 g mielonych orzechów włoskich
50 g mielonych migdałów
3 jajka 
100 g miodu
100 g cukru
100 g masła
40 g grubo posiekanych orzechów włoskich
40 g grubo posiekanychmigdałów
100 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
100 g rodzynek (namoczonych przez noc w rumie)
skórka starta z 1/2 cytryny

1 białko
mleko do maku
lukier z cukru pudru wody i naturalnego aromatu migdałowego

Przygotować masę makową. Mak przepłukać i włożyć do rondla. Zalać go mlekiem, tak żeby mleko sięgało 2 cm ponad warstwę maku. Gotować 10-15 minut na małym ogniu. Sito (durszlak) wyłożyć podwójną warstwą gazy i odcedzić na nim mak. Najlepiej zostawić mak do odsączenia na noc. Zmielić go przez maszynkę 2-3 razy. Na patelni rozpuścić masło i miód. Dodać mak i smażyć całość cały czas mieszając przez około 10 minut. Zdjąć z ognia i przełożyć do miski. Dodać zmielone i posiekane orzechy i migdały, rodzynki, kandyzowaną skórkę z pomarańczy i startą skórkę z cytryny. Wymieszać. Tak przyrządzoną masę makową można odstawić na 1 dzień do lodówki. Jajka (żółtka z cukrem i pianę) dodać tuż przed formowaniem makowców.
Przyrządzić ciasto. W ciepłym mleku z dodatkiem 1 łyżki cukru rozpuścić drożdże. Odstawić na 5 minut. Masło rozpuścić i wystudzić. Żółtka ubić z cukrem i solą na jasną puszystą masę i dodać do zaczynu drożdżowego. Dodać wanilię, skórki starte z pomarańczy i cytryny i wymieszać do połączenia. Dodać mąkę i miksować (końcówki haki) na wolnych obrotach całość przez około 10 minut. Dodać masło i rum i miksować przez 5 minut. Ciasto powinno być gładkie i lśniące. Przełożyć je do miski posmarowanej cienko olejem i odstawić przykryte ściereczką do wyrastania na 1 godzinę. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. 

Dokończyć przygotowanie masy makowej. Oddzielić białka od żółtek. Białka ubić w jednej misce na sztywną pianę. W drugiej misce żółtka z cukrem. Dodać żółtka do masy makowej i wymieszać do połączenia. Dodać pianę z białek i delikatnie połączyć ją z masą makową. 
Ciasto podzielić na 2 części. Białko delikatnie ubić.
Na lekko podsypanym dużym arkuszu papieru do pieczenia rozwałkować 1 część ciasta na grubość 1 - 1,5 cm. Posmarować je rozbełtanym białkiem. Wyłożyć na ciasto połowę masy makowej. Pomagając sobie papierem ściśle zwinąć ciasto w roladę. Docisnąć końce. Roladę zawinąć w papier do pieczenia tak, żeby ciasto miało około 1 cm luzu. To jest zostawione miejsce na ponowne wyrośnięcie ciasta. Końce papieru do pieczenia zawiązać bawełnianą nicią. Roladę w papierze przełożyć na dużą blachę (łączeniem ciasta do dołu). Odstawić do ponownego wyrośnięcia na 30-40 minut. Ciasto powinno wypełnić prawie cały papier, w który jest zawinięte. Tak samo przygotować drugi makowiec.

Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Piec makowiec przez około godzinę. Upieczony pozostawić do wystudzenia. Wierzch polukrować.


piątek, 12 grudnia 2014

Śledzie w oleju lnianym.


Smak oleju lnianego i rzepakowego tłoczonego na zimno to smak Wigilii w moim, rodzinnym domu. Moja mama dusiła drobno posiekaną cebulę, z którymś z tych olejów i dodawała ją do kapusty wigilijnej i gotowanych, suszonych prawdziwków. Po świętach uwielbiałam jeść surówkę z kapusty kiszonej z dodatkiem oleju rzepakowego i gorące ziemniaki. 
Moja mama zamawiała ten olej w jakiejś małej wytwórni na Kurpiach. Ja kupuję go na targu w małych buteleczkach. O ile z olejem rzepakowym nie mam nigdy problemu, to z olejem lnianym nie jest już tak łatwo. Czasami zdarza się, że jest on gorzki. Olej lniany ma specyficzny smak, ale gorzki nie powinien być. Od wielu osób słyszałam, że nie lubią jego smaku właśnie za tę gorycz. Taki olej musiał być źle przygotowywany albo źle przechowywany. Powinien stać w ciemności i niezbyt ciepłym miejscu. Najlepiej go zużyć w ciągu kilkunastu tygodni. W tym roku, zanim udało mi się kupić dobry olej do śledzi, wyrzuciłam po kupnie trzy butelki. Nie zrażajcie się tym, ale spróbujcie go zanim dodacie do śledzi lub innych potraw.


Śledzie w oleju lnianym

500 g solonych śledzi
50 ml wody 
5 goździków
5 liści laurowych
1/2 łyżeczki pieprzu w ziarnach
2 łyżeczki  suszonych owoców głogu*
5 ziaren ziela angielskiego
300 ml oleju lnianego (tłoczonego na zimno)
450 g jabłek (użyłam odmiany golden delicious)
250 g cebuli cukrowej (pokrojonej w drobną kostkę)
350 g gęstej, kwaśnej śmietany 
sól
kilka łyżek oleju lnianego (tłoczonego na zimno) 

Śledzie wymoczyć przez 10 godzin w wodzie  zmieniając ją  2-3 krotnie. Ostatnie moczenie można zrobić w mleku. Długość moczenia zależy od słoności ryb. Wymoczone śledzie wytrzeć i pokroić na skos na kawałki. Wodę zagotować z goździkami, liśćmi laurowymi, pieprzem i głogiem. Wystudzić. Napar przelać do miski, dodać 300 ml oleju lnianego. Wymieszać. Włożyć do zalewy śledzie. Zalewa powinna je przykrywać. Miskę przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na 5-7 dni. W dniu podania. Jabłka obrać, wykroić gniazda nasienne i pokroić w kostkę. Dodać cebulę, śmietanę. Posolić do smaku i wymieszać. Śledzie odsączyć z zalewy. Ułożyć na talerzu. Na wierzchu ułożyć sos śmietanowy z cebulą i jabłkami. Całość polać olejem lnianym.

* Suszony głóg kupuję w sklepie zielarskim lub ze zdrową żywnością. 

Inspirację na śledzie zaczerpnęłam od Liski.

środa, 10 grudnia 2014

Lebkuchen czyli jedno z moich ulubionych ciast na święta.



 
Dzisiaj mam dla Was przepis na jeden z moich ulubionych pierników. To ciasto ma same zalety. Jest proste i szybkie w przygotowaniu (szczególnie jak kandyzowane owoce zastąpicie kandyzowaną skórką pomarańczową), jest niesamowicie wilgotne i aromatyczne w smaku, można je przyrządzić dosłownie w dzień Wigilii, ale także kilka dni wcześniej, świetnie się przechowuje i jest dobre na kulinarne prezenty.
Ten niemiecki piernik piekłam już wielokrotnie. Za każdym razem idealnie wychodzi. Jego smak przetestowałam na ponad 70 osobach (rodzinie, znajomych, w szkole syna i u mnie w pracy) i wszyscy byli zachwyceni. Jestem pewna, że jeżeli go upieczecie i Wy dołączycie do entuzjastów tego piernika.


 
Lebkuchen

kandyzowane skórki cytrusów*
1 szklanka cukru
1 cytryna (pokrojona wraz ze skórką na 2-3 mm plastry)
1 pomarańcza (pokrojona wraz ze skórką na 2-3 mm plastry)

2 łyżki posiekanych suszonych/kandyzowanych moreli
2 łyżki posiekanych suszonych/kandyzowanych wiśni
2 łyżki posiekanych suszonych/kandyzowanych żurawin
2 i 3/4 szklanki mąki pszennej tortowej
1 i 3/4 szklanki mielonych orzechów laskowych
3/4 szklanki mielonych migdałów
3 łyżki gorzkiego kakao
1 łyżka mielonego cynamonu
1 łyżeczka mielonego imbiru
1/4 łyżeczki mielonego ziela angielskiego
1/2 łyżeczki mielonych goździków
1/4 łyżeczki mielonej gałki muszkatałowej
1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody
1 szklanka ciemnego brązowego cukru (użyłam muscovado)
1 szklanka miodu
55 g miękkiego masła
2 duże jajka

cukier puder do posypania wierzchu (opcjonalnie)

Przyrządzić kandyzowane plastry cytrusów. Wymieszać w rondlu cukier z 1 szklanką wody. Mieszając doprowadzić do zagotowania (cukier powinien się rozpuścić). Gotować jeszcze 5 minut. Dodać plastry owoców i gotować całość przez 10 minut. Plastry owoców wyjąć z syropu, odsączyć, wyjąć ewentualne pestki i posiekać w drobną kostkę. Odstawić. Syrop można użyć ponownie do kandyzowania kolejnych owoców lub samych skórek. Odmierzyć 1/2 szklanki owoców kandyzowanych lub skórki pomarańczowej* i wymieszać z posiekanymi owocami suszonymi. W misce wymieszać mąkę, kakao, sól, korzenne przyprawy, mielone orzechy, migdały, proszek do pieczenia i sodę.


W drugiej misce zmiksować ma gładką masę brązowy cukier, miód i masło. Cały czas miksując dodawać po 1 jajku. Dodać zawartość miski z suchymi składnikami. Na najniższych obrotach zmiksować wszystko do połączenia. Dodać suszone i kandyzowane owoce i ponownie zmiksować do połączenia. Ciasto wstawić do schłodzenia do lodówki na 1 godzinę.

Nagrzać piekarnik do 180 stopni C. Wyłożyć do formy z papierem do pieczenia na grubość ok 2 cm. Szpatułką wyrównać powierzchnię. Piec 20 -25 minut. Wystudzone kroić na kwadraty. Wierzch można posypać cukrem pudrem. Przechowywać w szczelnej puszce.
 
*kandyzowane owoce można zastąpić kandyzowaną skórką pomarańczową.

niedziela, 7 grudnia 2014

Keks Pierre'a Hermé. Idealny.


Są takie ciasta, do których mam bardzo wysokie wymagania. To drożdżowe, makowiec, sernik i keks. Mój wzorzec z Sèvres dla nich wyniosłam z domu. Wielu z Was może powiedzieć, że nie są to obiektywne odczucia, bo idealizujemy smaki z dzieciństwa. Wiele w tym prawdy. Moja mama i babcie przykładały wielką wagę do smaku i jakości w kuchni. Przyjmowałam to jako oczywistość. Keks musiał być miękki i wilgotny w środku, słodki i pachnący wanilią. Napakowany dobrej jakości bakaliami. Moja bratowa pięknie to określa, że musi być zrobiony z niepożałowanych składników. Ta wysoko postawiona poprzeczka naraziła mnie w życiu na wiele rozczarowań. Niewiele keksów jest wstanie mnie zadowolić.

Dzisiaj mam dla Was przepis na keks, który zadowoliłby też moje babcie. Wybierając bakalie do keksu zwróćcie dużą uwagę na ich jakość. Zjełczałe orzechy potrafią zepsuć najlepsze ciasto. Ja mam swoje ulubione stoisko na targu z bakaliami na wagę i bardzo rzadko kupuję je paczkowane. Kolejna rzecz to kandyzowana skórka pomarańczowa. Żadna kupna nie smakuje tak jak domowa. Jej wykonanie nie zajmuje wiele czasu, a smak jest nieporównywalny ze smakiem skórki jaką można kupić w sklepie. Przepis na domową znajdziecie TUTAJ.

Keks najlepiej smakuje na drugi dzień po upieczeniu. Świetnie się przechowuje zawinięty w papier. To takie ciasto, które można upiec na kilka dni przed świętami. To też jedno z moich ulubionych ciast na podróż.


Keks Pierre'a Hermé

300 g mąki pszennej tortowej
200 g miękkiego masła
150-200 g cukru pudru
rdzeń z 1-2 lasek wanilii
5 dużych jajek (żółtka i białka osobno)
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
500-600 g bakali (200 g orzechów włoskich, 100 g domowej skórki pomarańczowej, 300 g owoców suszonych: rodzynek, fig, wiśni, moreli...)
25 g mąki (do obsypania bakali)

Do miski włożyć pokrojone w kawałki suszone owoce. Dodać rodzynki, skórkę pomarańczową i grubo posiekane orzechy. Wymieszać, dodać 25 g mąki i ponownie wymieszać. W drugiej misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia.  W kolejnej misce zmiksować na puch masło z cukrem pudrem i rdzeniem wanilii. Cały czas miksując dodawać po 1 żółtku. Do wyrobionej masy miksując na wolnych obrotach dodawać porcjami mąkę. Osobno ubić sztywną pianę z dwoma szczyptami soli. Dodać do ciasta 1/4 piany i delikatnie wmieszać  ją przy pomocy łyżki lub szpatułki. Ta część piany ma rozrzedzić ciasto, żeby reszta łatwiej się wmieszała bez nadmiernego niszczenia struktury piany. Dodać resztę piany i delikatnie połączyć ją szpatułką z resztą. Pianę najlepiej łączyć z ciastem wykonując ruchy od dna miski, ku górze. Dodać obsypane mąką bakalie i delikatnie wmieszać je w ciasto. Keksówkę długości ok 30 cm wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Wyłożyć do niej ciasto. Wyrównać wierzch. Wstawić foremkę do piekarnika nagrzanego do 180 stopni C. Piec 1 godzinę. Po tym czasie sprawdzić patyczkiem stan upieczenia i ewentualnie dopiec jeszcze 5-10 minut. Kiedy ciasto zaczyna się rumienić w trakcie pieczenia zbyt mocno, przykryć je folią aluminiową (błyszczącą stroną do góry). Ciasto studzić na kratce po wyjęciu z formy (wraz z papierem). Przechowywać zawinięte w papier.



Przepis Pierre Hermé

piątek, 5 grudnia 2014

Duńskie ciasteczka waniliowe. Nie tylko dla Mikołaja.


 Każda rodzina ma swoje tradycje świąteczne. Część z nich przenosimy do swoich domów, a część sami tworzymy. W moim domu, Mikołaj przychodził 6 grudnia w nocy, a w Wigilię prezenty były od rodziców. Czekając na Mikołaja piekliśmy z mamą ciasteczka, których część zostawiana była dla niego wraz ze szklanką mleka. Koło łóżek wieszaliśmy czerwone skarpety, w których rano znajdowaliśmy podarki. Po mleku i ciasteczkach zostawała pusta szklanka i okruszki. Uwielbiałam ten nasz zwyczaj obdarowywania Mikołaja. Robiliśmy tak, nawet kiedy wraz z wiekiem wiara w niego została zachwiana. Wieczorne wypieki i zostawianie ciasteczek z mlekiem dla Mikołaja, przeniosłam do swojego domu. Moje dzieciaki tak samo lubiły to robić. Kiedy zasnęły, skradaliśmy się do ich pokojów i po wypiciu mleka i zjedzeniu słodkości, wkładaliśmy im prezenty do skarpet. Wraz z ich wiekiem wzrastała liczba pułapek na Mikołaja. Czasami musieliśmy nieźle lawirować wśród nitek z dzwonkami pozawieszanych w ich pokojach. 
Niedawno znalazłam moją starą mikołajową skarpetę. Patrząc na nią obiektywnie można rzec, że jest trochę kiczowata, ale dla mnie ciągle jest cudowna i magiczna.
 
A Wy  macie swoje mikołajkowe zwyczaje?

Myślę, że każdy Mikołaj, i nie tylko, będzie zadowolony z tych ciastek. To jedne z najpopularniejszych duńskich słodkości. Można je wszędzie kupić zapakowane w ozdobne puszki. Zdarzało  mi się je kupować właśnie ze względu na wygląd puszki. Takie upieczone samemu biją jednak na głowę te fabryczne. To takie proste, zwykłe-niezwykłe ciastka. Mocno maślane, waniliowe, kruche. Bez dodatków, proszku do pieczenia, aromatów.  Stanowią świetny prezent. Nie tylko dla Mikołaja. Można je przechowywać przez kilka dni zamknięte w puszce lub szklanym słoju.




Duńskie ciasteczka waniliowe
vanillekranse

3/4 szklanki (160 g) drobnego cukru
3/4 szklanki (165 g) miękkiego masła
1 jajko
1/4 szklanki (25 g)mielonych migdałów
rdzeń 1 laski wanilii lub 1 łyżeczka pasty waniliowej
1 3/4 szklanki (265 g) mąki pszennej 

W misce zmiksować masło z cukrem i wanilią. Dodać jajko i zmiksować do połączenia. Dodać migdały  i mąkę i miksować do uzyskania gładkiego ciasta. Zawinąć ciasto w folię spozywczą i chłodzić w lodówce przez 30 minut. Po tym czasie odrywać równe kawałki ciasta, formować z nich wałek i zwijać w obwarzanek. Układać na dużej blasze wyłożonej papierem do pieczenia zachowując odstępy. Z ciasta można również wyciskać ciastka przy pomocy maszynki do ciastek. 
Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Piec ciastka 8-10 minut. Studzić na kratce. Przechowywać w szczelnej puszce lub słoiku.
Ciastka mają dużą zawartość masła i surowe ciasto szybko mięknie poza lodówką. Dobrze je podzielić na 4 porcje. Z jednej formować ciastka, a resztę trzymać w lodówce. Potem postąpić tak samo z pozostałymi częściami ciasta.



Przepis Beatrice Ojakangas z książki "The great Scandinavian baking book"

wtorek, 2 grudnia 2014

Pyszne śledzie w sosie śmietanowym z historią w tle.


W dzisiejszym poście nie dostaniecie samego przepisu na pyszne i super proste śledzie. To będzie post z historią w tle.
W lutym zmęczona zimą i ciemnością zapragnęłam wyjechać na kilka dni nad nasze morze... i pojechaliśmy do Gdańska. Wyjątkowo ciepłe dni obudziły we mnie tęsknotę za wakacjami i naszym małym, drewnianym domkiem. Nie musiałam długo namawiać rodziny. Postanowiliśmy, że pojedziemy tam, a jak będzie nam za zimno to zawsze możemy wrócić do Gdańska. No i pojechaliśmy. Przywitała nas cisza, pustka, szum morza i zapach sosen. Mąż otworzył okiennice, uruchomił wodę, napalił w kominku i... padł ścięty przez chorobę. Zmuszona przez okoliczności, pierwszy raz sama przejechałam samochodem przez naszą wyjątkowo wąską bramę i ruszyłam do okolicznych wiosek po zakupy i leki. Po mleko, masło i sery pojechałam do miejscowej, ukochanej mleczarni "Śnieżka", po miód do uroczego pana mieszkającego wśród żarnowieckich pagórków, po chleb do Minkowic. Wtedy odkryłam wytwórnię najlepszych wędlin w Bychowie, jajka kupiłam w gospodarstwie koło Prusewa, a ziemniaki i jabłka od starszej pani, która zachęcała do zakupu warzyw małą tekturową, odręcznie wypisaną tabliczką przypiętą do furtki. 

Przez te dni bardzo się wyciszyłam, ponownie odnalazłam radość z prostych rzeczy, zwolniłam tempo. Cieszyłam się naszą obecnością, piekłam chleby, przyrządzałam proste posiłki, zbierałam skarby wyrzucone na brzeg przez sztormowe morze... Miałam czas na pokonywanie kilometrów po pustych plażach, na niespieszne rozmowy z synkiem, na wieczorne czytanie książek. To był czas takiej wewnętrznej radości i spokoju. Oderwania od gonitwy dnia codziennego, od internetu, gazet, wiadomości ze świata, od pracy. Czas radości z prostych spraw. Z pikniku zrobionego w lutym na plaży, z kawy pitej o poranku na tarasie, z wieczornych rozmów, z palenia w kominku, ze wspólnego oglądania w łóżku filmów, z robienia domowego twarożku, z pustki naokoło, z herbaty z miodem i cytryną pitej na kanapie, z wczesnego chodzenia spać,  z ciemności nocy jakiej nie można zaznać w mieście...
Kiedy po paru dniach mąż wrócił do świata ozdrowieńców, pojechaliśmy na spacer do latarni morskiej w Stilo. Po długim spacerze i dużej dawce tlenu wylądowaliśmy wieczorem w restauracji "Ewa zaprasza" w Sasinie. Nie pamiętam co zamówiliśmy do jedzenia, pamiętam tylko genialne śledzie, które dostaliśmy czekając na zamówienie. Z dużą ilością miękkiej cebuli, pokrojonej w cieniutkie plasterki, zatopionej w słodkawym śmietanowym sosie. Pyszne! Odjechaliśmy z dużym słoikiem śledzi na wynos i wielkimi szczapami drewna do kominka na noc. Na drugi dzień zajadaliśmy się nimi z kawałkami domowego chleba na zakwasie. Myślałam, że smak tych śledzi był taki cudowny ze względu na okoliczności i głód po długim, zimowym spacerze, ale nie, one są pyszne w każdej sytuacji. Jadłam je tam jeszcze kilkakrotnie i za każdym razem tak samo się nimi zachwycam. Są wyjątkowo proste do zrobienia i dają dużo radości tym, którzy je jedzą. 
 Będą na naszym wigilijnym stole. 

Oryginał możecie zjeść tutaj:
restauracja "Ewa zaprasza"
otwarta
w sezonie od godziny 12:00 do 22:00,
od 1 IX do 31 V od 12:00 do 20:00.
W grudniu zamknięta. 
Sasino, ul. Morska 49
84-210 Choczewo

Tel.: (58) 676-33-39
http://www.ewazaprasza.com.pl/



Śledzie w sosie śmietanowym

600 g solonych śledzi (wymoczonych w wodzie i mleku przez parę godzin)
600 g cebuli cukrowej
1 łyżka cukru

sos
250 g majonezu* 
*najlepiej w tym przepisie sprawdza się majonez napoleoński firmy Mosso
350 g jogurtu naturalnego (lub kwaśnej, gęstej śmietany)
3 łyżki drobnego cukru
1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu

Obrane cebule pokroić na bardzo cienkie półplasterki. Zasypać 1 łyżką cukru i odstawić na 20 minut. Po tym czasie odcisnąć z cebuli płyn, który się wytworzył. Do cebuli dodać resztę cukru, majonez, jogurt i pieprz. Wymieszać. Dodać śledzie pokrojone na 2 cm kawałki. Wymieszać. Odstawić na kilka godzin przed podaniem. Śledzie można przechowywać w lodówce do 1 tygodnia.



LinkWithin

Related Posts with Thumbnails