niedziela, 30 września 2012

Jesienne smaki. Tarta z pieczoną dynią i kurkami.


W ten weekend:
spędziłam uroczy wieczór w babskim gronie
moja córeczka wróciła z Albanii
mój mąż wrócił z Uzbekistanu
zdałam sobie sprawę, że blogowi minęły trzy lata
powiesiłam w szafie nową kurtkę na siarczyste mrozy
dostałam jesiennego kataru
założyłam profil Pistachio na FB (oczywiście zmobilizowana przez synka jak w przypadku samego bloga)
kupiłam wielką dynię
postanowiłam wrócić do cyklu: paryskie kulinaria
zaczęłam rozmyślać o świętach

No i upiekłam jesienną tartę (nawet trzy razy). Z pieczoną dynią, tegorocznymi orzechami włoskimi, kurkami znad morza, szałwią z ogródka i z serem z Włoch. Wszystko zostało zawinięte w kruche ciasto z dodatkiem orzechów. 
Taki fajny leniwy weekend.

Udanego tygodnia Wam życzę.


Tarta z dynią i kurkami

ciasto
110 g miękkiego masła
30 g mielonych włoskich orzechów
1/4 łyżeczki soli
140 g mąki pszennej
60 g kwaśnej śmietany
mąka do podsypania

nadzienie
800 g dyni - obranej i pokrojonej w 1 cm kostkę + 2 łyżki oliwy
1/2 łyżeczki suszonej szałwii
1/4 łyżeczki soli
1 ząbek czosnku (drobno posiekany) - opcjonalnie
200 g świeżych kurek + 2 łyżki oliwy
40 g włoskich orzechów
4 liście świeżej szałwii
100 g sera gorgonzola lub innego pleśniowego
2 łyżki pestek dyni
1 rozbełtane jajko do posmarowania

W misce zmiksować na gładką masę masło z orzechami, śmietaną i solą. Dodać mąkę i szybko zmiksować do połączenia się składników. Ciasto jest dość kleiste, ale po schłodzeniu będzie się bardzo dobrze wałkować. Przełożyć ciasto do torebki foliowej, uformować w dysk i włożyć do lodówki na minimum 1 godzinę. 
Dynię wymieszać w misce z oliwą, solą i suszoną szałwią. Rozłożyć ją na dużej blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić na 25-30 minut do piekarnika nagrzanego do 190 stopni. Upieczoną przełożyć do miski do wystudzenia. W czasie kiedy piecze się dynia, podsmażyć na 2 łyżkach oliwy kurki. Dodać do dyni w misce. Do wystudzonych warzyw dodać orzechy, ser pokrojony na 1 cm kawałki, liście szałwi pocięte na cienkie paseczki i czosnek. Wymieszać. 
Na podsypany mąką papier do pieczenia wyłożyć ciasto. Odczekać 15 minut do lekkiego ogrzania się ciasta (będzie się łatwiej wałkować). Wierzch ciasta lekko posypać mąką i rozwałkować na grubość 1/2 cm. Na rozwałkowane ciasto nałożyć równomiernie nadzienie. Brzegi zawinąć na wierzch nadzienia pozostawiając wolny środek. Jak to zrobić możecie zobaczyć w poście o tarcie żurawinowo orzechowej (zresztą bardzo jesiennej i niesamowicie pysznej). Ciasto wraz z papierem przełożyć na płaską blachę lub do formy do tart. Nadmiar papieru można obciąć. Brzegi ciasta posmarować rozbełtanym jajkiem i posypać pestkami dynii. Tartę piec w temperaturze 190 stopni przez około 30 minut. Brzegi ciasta powinny być zrumienione. 


wtorek, 25 września 2012

Pyszne brownie z dulce de leche i słodka książka Davida Lebovitza.


Czytaniu książki towarzyszył mi dobrze znany dźwięk deszczu uderzającego w drewniany dach. W kominku trzaskał ogień, za oknem hulał wiatr, a ja zaczytana siedziałam w fotelu. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej aury.

Tuż przed wyjazdem na weekend wpadłam na chwilę do księgarni. Na półce zobaczyłam książkę, której znam angielską wersję. Autor też jest mi dobrze znany. Uwielbiam jego receptury na lody, a ciast według jego przepisów też trochę upiekłam.  Ta książka to "Słodkie życie w Paryżu" Davida Lebovitza. Autor jest Amerykaninem (znanym szerokiemu gronu czytelników z bloga i kilku książek kulinarnych). Parę lat temu porzucił San Francisco i posadę  cukiernika w słynnej restauracji Chez Panisse, żeby zamieszkać w Paryżu. 

A jaka jest ta książka? 
To dobra lektura dla tych co znają to miasto, jak i dla tych, którzy mają przed sobą pierwszą podróż. 
Znajdziecie tu wiele ciekawostek o Paryżanach, a także praktycznych porad od osoby, która już nieźle poznała mieszkańców. Pierwsza, ważna zasada to ubiór. Jak Cię widzą tak Cię piszą. Chcąc ułatwić sobie kontakty z mieszkańcami, warto zadbać o strój. Typowy ubiór amerykańskiego turysty (sportowe buty, krótkie spodenki, czapka z daszkiem...) całkowicie odpada. Druga ważna zasada to słowo "Bonjour". Nie ma gorszej rzeczy, niż nie przywitać się po wejściu do sklepu, restauracji, kawiarni... To powinno być najczęściej wymiane przez nas słowo. Nieważne, czy znacie język francuski, czy nie. Bonjour to słowo klucz do dobrych relacji z Francuzami. 
Niby większość informacji zawartych w książce była mi wcześniej znana, ale nie zmienia to faktu, że czytałam ją z przyjemnością. Spojrzenie Amerykanina na Paryż i jego mieszkańców jest trochę inne niż spojrzenie Europejczyka. Nie brak tu kpiny i lekkiego podśmiewania się z przywar i dziwactw Paryżan. Autor robi to jednak z wielką sympatią dla nich. W książce nie brak też krytycznej oceny własnych ziomków. Nic dziwnego. Typowy Amerykanin w Paryżu to temat na niejedną wesołą książkę. 

Każdy rozdział, niezależnie od tematu, ma wspólny mianownik - jedzenie. Piekarnie, sklepy z serami, czekoladą, wyposażeniem kuchennym, kawiarnie, lokalne targi to ulubione paryskie miejsca autora. Ma on zresztą za sobą staż w sklepie z czekoladą i pracę na stoisku rybnym na targu. To ciekawe doświadczenia. W książce znajdziecie wiele adresów miejsc godnych odwiedzenia przez smakoszy. Często takich, których próżno szukać w typowym przewodniku. 
Nie mogę pominąć jeszcze jednej ważnej części książki - przepisów. Na końcu każdego rozdziału znajduje się ich kilka. W całej zaś książce jest ich pięćdziesiąt. W większości są to przepisy francuskie. Chociaż są też i inne - amerykańskie, meksykańskie, włoskie...
Znam przepisy Davida z innych jego książek. Są dopracowane i proste. Zawsze byłam zadowolona z efektów. Szczerze mówiąc kuszą mnie wszystkie, oprócz jednego - na ciasto absyntowe. Absynt przechodzi mi przez gardło tylko na południu Francji. A nawet tam z wielką trudnością. Gdzie indziej nie ma na to szans.

Myślę, że po lekturze tej książki będziecie bardziej wyrozumiali dla napotkanych Paryżan.  
I będziecie mieć wielką ochotę coś upiec i... pojechać do tego miasta.
U mnie na pierwszy ogień z przepisów z książki poszło brownie z dulce de leche. Uwielbiam zarówno czekoladę jak i ten pyszny mleczny krem. Wybór więc był bardzo prosty i szybki.
David pisze, że to ciasto otworzyło mu w Paryżu wiele drzwi. Po zrobieniu i spróbowaniu go, przestałam się dziwić tym słowom. Jest pyszne. Ciężkie, intensywne... wspaniałe.  A do tego, do jego zrobienia wystarczy rondel i łyżka.

David Lebovitz
Słodkie życie w Paryżu
Wydawnictwo Pascal
cena 34,90 zł



Brownie z dulce de leche
Brownies à la  confiture de lait

120 g masła + masło do wysmarowania formy
170 g gorzkiej/deserowej czekolady połamanej na kawałki
30 g (1/4 szklanki) gorzkiego kakao
3 duże jajka w temperaturze pokojowej
200 g (1 szklanka) cukru - dałam 150 g
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii
140 g (1 szklanka) mąki pszennej
100 g (1 szklanka) orzechów pekan lub włoskich - opcjonalnie
250 ml (1 szklanka) dulce de leche/confiture de lait/kremu krówkowego/kajmaku

Nagrzać piekarnik do 180 stopni C. Wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia kwadratową formę o boku 20 cm. W rondlu na małym ogniu rozpuścić masło. Dodać czekoladę i cały czas mieszając doprowadzić do rozpuszczenia się czekolady i połączenia z masłem. Zdjąć rondel z ognia. Dodać kakao i wymieszać do połączenia. Cały czas mieszając (łyżką/szpatułką) dodawać po jednym jajku. Do połączonej masy dodać cukier i wanilię i ponownie wymieszać. Dodać mąkę i opcjonalnie orzechy. Wymieszać. Wlać połowę ciasta do formy. Na wierzchu ułożyć 1/3 dulce de leche. Masę nakładać łyżką porcjami wielkości śliwki. Lekko rozsmarować możem. Na wierzch nałożyć resztę ciasta czekoladowego. Wyrównać powierzchnię. Nałożyć resztę dulce de leche i ponownie delikatnie rozsmarować nożem. Formę z ciastem wstawić do piekarnika i piec do zmatowienia wierzchu i zcięcia masy czekoladowej. Tego ciasta nie należy przepiec. W oryginalnym przepisie czas pieczenia wynosi 45 minut. Ja piekłam 25 minut i było idealne. 
Ciasto najlepiej smakuje jedzone na drugi dzień, chociaż my zjedliśmy połowę kiedy było  jeszcze ciepłe. 


Przepis David Lebovitz z książki "Słodkie życie w Paryżu".

niedziela, 16 września 2012

Szwedzkie bułeczki (kardamonowo migdałowe) i... budownictwo.





Kiedy myślę: Szwecja, to czuję zapachy kardamonu, cynamonu i widzę bajecznie kolorowe domy.  Niby te domy są bardzo do siebie podobne, ale jednak różnią się od siebie bardzo. Zbudowane są z drewnianych desek pomalowanych w niezwykłe kolory. Obramowania domów i okien, dzrzwi wejściowe i ganki zawsze są białe. W Smalandii domy pomalowane są w przeróżne odcienie żółci, błękitu, czerni, brązu i oczywiście czerwieni. W Skanii za to praktycznie wszystkie domy pomalowane są farbą w charakterystycznym odcieniu czerwieni Falu Rödfärg. Historia tego koloru sięga XVI wieku. Farba powstała w kopalni miedzi w Falun w szwedzkiej Dalarnie (kraina słynąca z drewnianych, malowanych koników). Składa się z rudy o niskiej zawartości miedzi, rudy żelaza, ochry, dwutlenku krzemu, dwutlenku cynku, oleju lnianego i mieszanki mąki pszennej i żytniej. Składniki te oprócz niezwykłego koloru zapewniają doskonałą ochronę drewnu. Nawet ciężkie i długie zimy nie szkodzą intensywności koloru. Kiedyś ta farba była najtańsza stąd tak wiele wiejskich domów nią malowano. W obecnych czasach powody są już inne. Szwedzi po prostu uwielbiają ten kolor i są z niego dumni. Falu Rödfärg ma mazistą konsystencję, stąd nazywana jest też farbą szlamową, i zmienia odcień w zależności od pogody. Przy suchej jest jaskrawo czerwona, w dni deszczowe ciemnieje - w Szwecji mówi się, że ta farba "żyje".  Jest trwała - wytrzymuje 5 lat na ścianach dla strony zawietrznej i 10 lat dla strony nienarażonej na bezpośrednie działanie czynników atmosferycznych. Falu Rödfärg nie łuszczy się, jej renowacja polega na położeniu kolejnej warstwy. Dlatego też wszystkie szwedzkie domy wyglądają jak świeżo pomalowane. 
Czas teraz na przepis. Kolejne drożdżowe,skandynawskie bułeczki z nadzieniem. Kolejne, bo możecie u mnie znaleźć przepisy na: 
(tutaj też instrukcja zdjęciowa zwijania dzisiejszych bułeczek) 

Dzisiejsze mają nadzienie migdałowo marcepanowe i delikatne puszyste ciasto pachnące kardamonem. Ja najchętniej zjadam jeszcze ciepłe popijając mlekiem lub kawą.
One są PYSZNE. Koniecznie spróbujcie.
Świetnie się mrożą.






Bułeczki drożdżowe kardamonowo migdałowe
Cardamon almond twist

ciasto
325 ml mleka
50 g masła
500 g mąki orkiszowej lub pszennej
75 g drobnego cukru
1 1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
1 łyżeczka soli (w oryginale 2 łyżeczki)
15 g świeżych drożdży lub 7 g suszonych
1 jajko lekko rozbełtane

nadzienie
75 g miękkiego masła
50 g mielonych migdałów
50 g pasty migdałowej lub marcepanu
50 g cukru pudru
3 łyżki śmietanki 30% lub 36%
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii
1/4 łyżeczki soli (pominęłam)

mąka do podsypania blatu
1 jajko lekko rozbełtane do posmarowania
płatki migdałowe
olej do wysmarowania miski lub torebki

W rondelku podgrzać mleko z masłem do rozpuszczenia się tego drugiego, zdjąć z ognia i przelać do miski. Wystudzić całość do letniej temperatury. Dodać drożdże, wymieszać i odstawić na 5 minut. W drugiej misce wymieszać mąkę, sól, cukier i kardamon. Do mleka z masłem i drożdżami dodać jajko i wymieszać. Dodać mieszankę mąki z dodatkami i  miksować całość (końcówki haki) do uzyskania gładkiego ciasta. Wysmarować olejem torebkę foliową lub miskę i przełozyć do niej ciasto. Torebkę zamknąć (zostawiając wolną przestrzeń), a miskę przykryć folią spożywczą. Wstawić ciasto do wyrastania do lodówki na całą noc. Wyjąć je z lodówki na 30 minut przed dalszym działaniem. Zmiksować na gładką masę wszystkie składniki nadzienia.Wyrośnięte ciasto jest dość luźne (dzięki temu będzie delikatne i miękkie po upieczeniu). Przełożyć ciasto na dobrze podsypany mąką blat i rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30x50 cm. Na połowie (wzdłuż dłuższego boku) rozsmarować nadzienie. Ciasto złożyć na pół na prostokąt o wymiarach 15x50 cm. Docisnąć ciasto dłońmi, żeby nadzienie dobrze przylegało do ciasta.  Pociąć ciasto ostrym nożem na 16-20 pasków. Każdy pasek ciasta zwinąć w spiralkę obracając dłońmi końcówki w przeciwnych kierunkach. Spiralki zwijać w kształt ślimaka. Pomocne w zwijaniu mogą  być zdjęcia z poniższego przepisu. Bułeczki przełożyć na dwie duże płaskie blachy (z wyposażenia piekarnika) wyłożone papierem do pieczenia. Przykryć folią i odstawić w ciepłe miejsce na 15 minut. Posmarować jajkiem i posypać płatkami migdałowymi. Wstawić 1 blachę do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C. Piec na rumiano przez 12 - 15 minut. Wyjąć, przełożyć na kratkę, a do piekarnika wstawić drugą blachę. Piec jw.




Przepis Signe Johansen z książki "Scandilicious baking".

środa, 12 września 2012

Borówki (brusznice). Konfitura i korzenne ciasto.


Koniec wakacji to u mnie tradycyjnie czas leśnych zbiorów czerwonych borówek (borówek brusznic). Zbieram, gotuję, wekuję, bo uwielbiam mieć w spiżarni półki pełne tych specjałów. We wrześniu, kiedy znajduję borówki na targu, nie mogę się oprzeć zakupom. Wtedy borówki mrożę, robię szybką konfiturę do jedzenia na bieżąco i piekę ciasta z ich dodatkiem. Uwielbiam te małe owoce za wygląd i cudowny smak. Lekko cierpki i kwaskowaty. W szwedzkiej kuchni borówka jest niezwykle popularna. To obowiązkowy dodatek do słynnych klopsików köttbullar (świetny przepis wkrótce), jak też  składnik ciast. Idealny dodatek do naleśników, lodów, jogurtu naturalnego... Jak znajdziecie borówki na targu lub w lesie, nie zastanawiajcie się czy warto je zbierać lub kupić. Warto. Zawsze można kupić też słoiczek borówek (SYLT LINGON) w Ikea. 


Konfitura borówkowa

2 szklanki borówek
1 szklanka cukru

W rondelku wymieszać borówki z cukrem. Doprowadzić do zagotowania. Podgrzewać całość na małym ogniu, mieszając od czasu do czasu, do pół godziny. Po 15 minutach konfitura jest dość rzadka, ale zgęstnieje po wystudzeniu. Po 30 minutach konfitura będzie gęsta i bardzo intensywna w smaku. W połowie gotowania można dodać 1/2 - 1 gruszkę. Obraną, pozbawioną gniazda nasiennego i pokrojoną na 1 cm kawałki. Gorącą konfiturę przełożyć do wyparzonego słoika i zakręcić lub do szklanego naczynia (wtedy przechowywać w lodówce.

Korzenne ciasto z borówkami

Mjuk lingonpepparkaka



100 g masła

100 ml dżemu/konfitury borówkowej
2 jajka
200 g cukru
75 ml kwaśnej śmietany
75 ml jogurtu naturalnego
180 g mąki
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka mielonych goździków
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
1/4 łyżeczki soli
masło do wysmarowania formy

Rozpuścić w rondelku masło. Zdjąć z ognia, dodać konfiturę z borówek, wymieszać i odstawić. W misce wymieszać mąkę, proszek do pieczenia, sól i przyprawy korzenne. W drugiej misce zmiksować na puszystą masę jajka z cukrem. Dodać śmietanę i jogurt. Ponownie zmiksować. Cały czas miksując dodawać mąkę wraz z dodatkami. Do wymieszanej masy dodać mieszankę maślano borówkową. Ponownie zmiksować do wymieszania się składników. Wysmarować masłem formę do babki, wlać ciasto. Wstawić formę do piekarnika nagrzanego do 175 stopni C. Piec ciasto około 40 minut do zrumienienia się wierzchu. Sprawdzić stan upieczenia środka patyczkiem. Patyczek po wyjęciu z ciasta powinien być suchy. Formę z upieczonym ciastem odstawić na 10 minut do lekkiego przestudzenia. Wyjąć ciasto z formy i pozostawić do całkowitego wystudzenia.




Przepis na ciasto pochodzi ze szwedzkiego czasopisma kulinarnego.

poniedziałek, 10 września 2012

Limonkowo kokosowe. Ciasto na dobry tydzień.


Nowy tydzień. Kolejny. Znowu zaczynam go pełna nadziei. Oby był dobry. Cały. Ostatnio końcówki tygodnia dają mi nieźle w kość. Podnoszę się powolutku i kiedy zaczynam już równo stać na nogach, znowu dostaję po nosie. Tak to już niestety w życiu bywa. 
W piątek pożegnaliśmy królika. Ostatnie zwierze w naszym domu. Cztery miesiące i trzy zwierzaki. Trochę za dużo jak dla mnie. 
Życzę Wam wszystkim i sobie  dobrego tygodnia. CAŁEGO!
I dobre ciasto na dobry tydzień. Limonkowo kokosowe. Intensywne, wilgotne, ciężkie, aromatyczne i bardzo proste. 



Ciasto kokosowo limonkowe
Coconut and lime cake

150 ml mleczka kokosowego
50 g wiórków kokosowych
25 ml mleka
250 g miękkiego masła + masło do posmarowania formy
200 g drobnego cukru (w oryginalnym przepisie 250 g)
3 lekko ubite jajka
sok i skórka z 2 limonek
275 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia

na wierzch
50 g wiórków kokosowych 
lub
50 g posiekanych pistacji

lukier
150 g cukru pudru (w oryginalnym przepisie 250 g)
15 ml mleczka kokosowego
sok z 1/2 - 1 limonki

Nagrzać piekarnik do 180 stopni. Nasmarować masłem kwadratową formę o boku 20 cm (użyłam sześciu foremek w kształcie babeczek). W rondelku zagotować mleko kokosowe. Zdjąć z ognia, dodać wiórki i mleko. Wymieszać i odstawić. Jajka wymieszać z sokiem z limonki.W misce zmiksować masło na krem. Dodać cukier i skórkę z limonki. Ponownie zmiksować do wymieszania się składników.  Cały czas miksując dodawać pozostałe składniki: proszek do pieczenia, wiórki wraz mleczkiem kokosowym i jajka wymieszane z sokiem limonkowym. Do wymieszanej masy dodać mąkę. Ponownie wymieszać. Ciasto przelać do formy, wygładzić powierzchnię i wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec 30 - 35 minut do zrumienienia się wierzchu. Wyjąć formę z piekarnika i odstawić do lekkiego ostudzenia na 10 minut. Wyjąć ciasto z formy i polukrować. Wierzch posypać wiórkami lub posiekanymi pistacjami.
Lukier: w miseczce utrzeć na gładką masę cukier puder, mleczko kokosowe i sok z limonki. 


Przepis: Rachel Allen z książki "Cake". 

środa, 5 września 2012

Szwecja pachnąca kardamonem. Drożdżowe bułeczki.


Szwedzkie wybrzeże pełne jest skalistych wysepek tak zwanych szkierów. Powstały one przez niszczenie gruntu przez przesuwający się lodowiec. Kiedy te tereny zalała woda, nad powierzchnią pozostały tysiące kamiennych wysepek. Najwięcej (blisko trzydzieści tysięcy) ich jest w okolicach Sztokholmu. Większość jest bezludna. Szkiery przez cały rok zamieszkuje około dziesięciu tysięcy ludzi. Na wielu znajdują się letnie domy, a czasami wręcz małe wioski z sezonowymi sklepikami i restauracyjkami. Astrid Lindgren jedną ze swoich najbardziej znanych powieści "My na wyspie Saltkråkan" umiejscowiła właśnie na szkierach.Opowiada ona o letnich wakacjach wdowca z czwórką dzieci. Zresztą sama autorka spędzała letnie dni w swoim drewnianym domu na jednej z takich wysp. Któregoś roku, kiedy spała na balkonie, statek wycieczkowy wbił się dziobem w nabrzeże i ogród dziewięćdziesięciotrzyletniej pisarki. 
Większość mieszkańców wysp wraca na zimę na stały ląd. Ci najbardziej wytrwali zostają. Dzieci uczęszczają do szkół, rodzice do pracy. Pomiędzy większymi wyspami kursują promy, pomiędzy mniejszymi mieszkańcy kursują swoimi łodziami, motorówkami, a w zimie też poduszkowcami. Dzieci do szkoły i przedszkola zbiera z okolicznych wysp łódź szkolna, a kiedy warunki nie pozwalają na to, dzieci do szkoły docierają... helikopterem. Szwecja gwarantuje obywatelom prawo do jednakowych warunków życia. Jeżeli miejsce zameldowania znajduje się na szkierach można w razie potrzeby zamówić helikopter. Tak samo jest w razie choroby lub konieczności zrobienia zakupów na stałym lądzie.

Mieszkańcy szkierów to bardzo dzielni, wszechstronni  i twardzi ludzie. Lato na szkierach to jak wakacje w Bullerbyn. Zimę mogą przetrwać tylko Ci, którzy kochają samotność, spokój i przyrodę. Zima to próba wytrzymałości, ale też czas wyciszenia i odnajdywania siebie. Dla mnie mieszkańcy szkierów są fascynującymi ludźmi.

Szwecja to zapach cynamonu i kardamonu. Niedawno zamieściłam przepis na bułeczki cynamonowe, dzisiaj przyszedł czas na kolejną klasyczną recepturę - bułeczki kardamonowe. Delikatne drożdżowe ciasto owija nadzienie marcepanowe z dodatkiem kardamonu. Taka bułeczka sama się prosi o towarzystwo kubka mleka, herbaty lub kawy. Bułeczki fantastycznie smakują na ciepło, najlepsze pierwszego dnia. Świetnie się mrożą. 











Bułeczki kardamonowe z nadzieniem marcepanowym

ciasto
150 g masła
2 szklanki* (500 ml) mleka
50 g świeżych drożdży (2 łyżki suszonych)
1/2 łyżeczki soli
1/2 - 3/4 szklanki cukru
2 łyżeczki mielonego kardamonu
5 i 1/3 szklanki (825 g) mąki pszennej

nadzienie
125 g marcepana
2 łyżeczki mielonego kardamonu
50 g masła

wierzch
1 rozbełtane jajko
2 łyżki mleka
cukier perlisty do posypania



 Podgrzać w rondelku mleko z masłem, aż do jego rozpuszczenia. Odstawić do wystudzenia do temperatury pokojowej.  Całość przelać do miski. Dodać drożdże. Odstawić na 5 minut. Dodać kardamon, cukier i sól i ponownie wymieszać. Dodać mąkę (odkładając około 1/4 pierwotnej ilości mąki) i miksować całość przez 5-7 minut (końcówki haki) do uzyskania gładkiego i niezbyt gęstego ciasta. Przykryć ściereczką i odstawić na 1-2 godziny do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. W drugiej miseczce zmiksować składniki nadzienia na gładką pastę.  Mocno podsypać blat mąką (tą odłożoną). Rozłożyć na nim połowę ciasta. Dłońmi lub wałkem rozciągnąć ciasto na prostokąt o grubości 1 cm. Posmarować je połową masy. Zwinąć ciasto w rulon i kroić w 2 cm plastry, które układać na dużej blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pomiędzy ciastkami zachować 4 cm odstępy. Tak samo postąpić z drugą częścią ciasta. Blachy z ciastkami odstawić na 1/2 - 1 godzinę do ponownego wyrośnięcia. Jajko wymieszać z mlekiem. Tą mieszanką smarować bułeczki. Wierzch posypać cukrem perlistym. Piec w temperaturze 225 stopni przez 8-10 minut na złoty kolor. Studzić na kratce. 
Z przepisu wychodzi około 20 bułeczek. Bułeczki świetnie się mrożą. Wspaniale smakują zarówno na ciepło jak i wystudzone.


*szklanka o pojemności 250 ml


Przepis Melody Favish z książki "Swedish cakes and cookies".

sobota, 1 września 2012

Smak jesieni - makaron z leśnymi grzybami, pomidorami i szałwią.


Czujecie nadciągającą jesień? Rześkie poranki, chłodne wieczory, wcześniej zapadający zmrok, śliwki i grzyby na targu, pożółkłe liście na trawnikach... Jesień zbliża się wielkimi krokami. Lubię jesień. Obfitość warzyw i owoców na targu, wełniane swetry w szafie i kalosze na nogach. To pora roku, która wymusza zwolnienie tempa, sprzyja czytaniu pod kocem i drożdżowym wypiekom. W tym roku nie buntuję się, że lato się kończy. Zbyt dużo przeczytałam ostatnio książek o skandynawskiej zimie, żeby z niechęcią myśleć o naszej. Kupiłam sobie norweską, ciepłą czapkę i nowy wełniany koc. Na pólce czeka stosik nieprzeczytanych książek. Jestem gotowa na zmiany. Teraz lecę piec kardamonowe bułeczki, a Wam zostawiam prosty, lekko jesienny przepis na makaron z leśnymi grzybami, szałwią i z pomidorami. To zdecydowanie wspaniały smak.



Makaron z grzybami, pomidorami i szałwią.

600 g mieszanych leśnych grzybów
35 g masła
3 łyżki oliwy z oliwek
3 drobno posiekane ząbki czosnku
2 liście laurowe
500 g pomidorów
6 listków szałwii
300 g makaronu
sól i swieżo zmielony pieprz do smaku

Grzyby oczyścić i szybko umyć pod bieżącą wodą. Kapelusze i nóżki pokroić w 1 cm kawałki. Nóżki grzybów zawsze kroję wzdłuż. Rozgrzać na patelni masło z oliwą. Na gorący tłuszcz wrzucić grzyby i liście laurowe i smażyć mieszając od czasu do czasu do lekkiego zrumienienia. Pod koniec smażenie dodać czosnek i posolić. Pomidory sparzyć i obrać ze skóry. Wyjąć z nich pestki, pozostawiając tylko miąższ. Posiekać go w 1 cm kostkę. Ugotować makaron w dużej ilości osolonej wody. Do podsmażonych grzybów dodać porwaną na kawałki szałwię i pomidory.  Mieszając smażyć całość na dużym ogniu przez 3-4 minuty. Pomidory powinny zachować swój kształt, a nie rozgotować się. Doprawić pieprzem. Dodać odcedzony makaron i wymieszać całość na patelni. Podawać od razu. 



LinkWithin

Related Posts with Thumbnails