Z tym przepisem wiąże się dla mnie wiele emocji i wspomnień. Aby je Wam trochę przybliżyć, musicie wiedzieć dwie rzeczy.
W szkole podstawowej, za czasów kiedy do niej chodziłam, jedynym językiem jakiego nauczano był rosyjski. Tak było w szkole. W domu zaś, brat i ja mieliśmy indywidualne lekcje języka angielskiego. Mój tata z rodzinnego domu wyniósł znajomość francuskiego i angielskiego, zaś dzieciństwo w okupowanej stolicy dołożyło mu znajomość niemieckiego. A więc i my nauczani byliśmy języków obcych w domu. Nasz nauczyciel, był anglistą, chudym mężczyzną z przerzedzonym wąsikiem, wielkim dziwakiem koło sześćdziesiatki. Nasze lekcje trwały 60 minut z zegarkiem w ręku. Ani sekundy dłużej - dosłownie. Za to po lekcjach nasz nauczyciel przestawał już liczyć czas i mógł godzinami pić herbatę i mówić o wszystkim i o niczym. Szczerze mówiąc nie znosiliśmy tych lekcji i naszego nauczyciela. Chociaż opornie, przez lata zaznajamialiśmy się z językiem.
Druga rzecz związana z tym ciastem to Klub Międzynarodowej Prasy i Książki (dzisiejszy Empik), który mieścił się niedaleko mojego rodzinnego domu. Mogłam tam przesiadywać godzinami. Duża sala pełna stolików ze szklanymi blatami i tapicerowanymi fotelami o nieokreślonym kolorze zawsze była pełna ludzi. Na około sali mieściły się drewniane przegródki pełne gazet. Nawet nie przypuszczalibyście ile gazet wtedy wydawano. Moje ulubione to były magazyny podróżnicze. Mogłam je czytać i czytać. W rogu sali stało biurko, przy którym siedziała czujna pracownica, pilnujac, żeby nikt nie wyciął nic z licznie wystawionych gazet i magazynów. W tym biurku mieściły się też skarby czyli zagraniczne gazety. Francuskie, angielskie, niemieckie i włoskie. Samą przyjemność sprawiało oglądanie zdjęć, pełnych kolorowych, niedostępnych produktów. To było jak przenoszenie się do innego barwnego świata. Te magazyny nie były dostępne dla wszystkich. Przypadkowy gość, pewnie nawet nie wiedział co kryje to biurko. Stali klienci mogli za to liczyć na godzinne zanurzenie się w tym kolorowym świecie. Nawet czas oglądania był limitowany, bo tak dużo było chętnych. Te czasopisma były też pilnie strzeżone wzrokiem wszystkowidzącej pracownicy. Jeszcze komuś wpadłby do głowy zbrodniczy i haniebny pomysł wyrwania strony. Ja miałam to szczęście, że jako bardzo częsty bywalec tego raju prasowego, mogłam przeglądać te pisma zza żelaznej kurtyny. Najbardziej w nich lubiłam (szczególnie w angielskich) działy kulinarne i stamtąd przepisywałam niezwykłe przepisy. Często nie znałam nazw produktów spożywczych, które występowały tam jako składniki - mój nauczyciel zresztą też. Wtedy te nieznane wyrazy zapisywałam w oryginale. I tak miesiącami zapełniałam kajecik cudownymi recepturami. Pamiętam jak próbowałam robić, w miarę dostępności produktów te niezwykłe dania. Ile było w tym emocji i odkrywania nowych smaków i połączeń. Jednym z takich przepisów była receptura na wiedeński strudel jabłkowy. Wtedy zupełnie mi nieznane ciasto. Do przepisu podeszłam całkowicie bez lęku i pokory. Nie przerażało mnie wyciąganie ciasta, bo ... nie wydawało mi się to nic trudnego. I tak naprawdę było. Najtrudniejszą sprawą związaną z tym ciastem były migdały. Z braku płatków migdałowych w tamtych czasach, kroiłam sparzone i obrane migdały na plasterki. To była robota... Mój pierwszy strudel nie zachwycał może wyglądem, ale smakiem już tak. Taki smak i rodzaj ciasta to było coś nieznanego w tamtych czasach. Ten przepis wszedł na stałe do moich popisowych wypieków i było to najczęstsze ciasto, jakie robiłam jako młoda mężatka. Piekłam go latami, a potem nastąpiły lata przerwy, bo zaginął mi mój kajecik. Niedawno robiąc porządki w piwnicy odnalazłam go. Wiecie ile było radości. Teraz jak po ponad dwudziestu latach przeglądam te przepisy, to z zaciekawiona i zaintrygowana przyglądam się moim młodzieńczym wyborom przepisów. W szarych czasach komuny zapisywałam receptury na buraczki harwardzkie, duńskie ogórki, brownie, tartę jabłkowo miodową, ciasteczka owsiane, orzechowe rogaliki, suflet serowy z jabłkami, kurczaka sezamowego, spaghetti carbonara, dressing z ziarnami maku.... Większości z tych przepisów nigdy nie przetestowałam w kuchni, przede wszystkim z braku składników w tamtych czasach Teraz mam na to wielką ochotę. Z sentymentu i z ciekawości. Co zaciekawiło nastolatkę w czasach pustych sklepowych pułek.
Trochę ta historia jest długa, ale bardzo chciałam, żebyście wiedzieli jakie wspomnienia i emocje wiążą się dla mnie z tym ciastem.
A wyciąganie ciasta strudlowego na cieniutki, wręcz przezroczysty płat to, wierzcie mi, nic trudnego. Ta trudność jest przereklamowana. Wszystko zależy od przepisu. Po godzinie odpoczynku dobre ciasto poddaje się czynnościom naszych palców z łatwością. Nie rwie się, za to pięknie się rozciąga. Im cieńsze ciasto tym lepszy strudel.
Przepis na tyrolski strudel znajdziecie tutaj. A jutro wieczorem zapraszam na niezwykłe czekoladowe ciasto i kilka słów o mojej nowej książce.
Strudel jabłkowy (wiedeński)
ciasto
225 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki soli
1 jajko (lekko rozbełtane)
2 łyżki oleju
4-5 łyżek letniej wody
nadzienie
1000 g jabłek (użyłam Golden Delicious i szarej renety)
40 g migdałów w płatkach
50 g rodzynek namoczonych przez noc w 3 łyżkach rumu
1 łyżka skórki startej z cytryny
1/4 łyżeczki swieżo startej gałki muszkatałowej
1/2 łyżeczki cynamonu
50-70 g cukru
50 g stopionego masła
wierzch
1 łyżka stopionego masła
2 łyżki migdałów w płatkach
Ciasto: do miski wsypać mąkę, sól, dodać jajko, wodę i olej. Miksować całość przez 5-7 minut. Ciasto przełożyć na blat i wyrabiać dłońmi przez około 3 minuty. Z ciasta uformować kulę i włożyć je do torebki foliowej. Odstawić na 1 godzinę. Nie wstawiać do lodówki!
Nadzienie: jabłka obrać i wykroić gniazda nasienne. Pokroić je w cienkie plastry (zrobiłam to przy pomocy tarki mandolinowej). Jabłka przełożyć do miski i dodać rodzynki, skórkę cytrynową, gałkę, cynamon, cukier i płatki migdałowe. Wymieszać.
Z ciasta przy pomocy dłoni uformować dysk i lekko je rozwałkować. Na blacie rozłożyć dużą lnianą ściereczkę i położyć na niej ciasto. Pod spód ciasta podłożyć dłonie i obracając ciasto lekko je rozciągać. Kiedy ciasto jest bardzo cienkie, posmarować je masłem i rozłożyć na całej powierzchni nadzienie jabłkowe. Zwinąć je w roladę (pomagając sobie ściereczką), docisnąć końcówki ciasta, żeby się skleiły i przełożyć ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Wierzch posmarować masłem i posypać płatkami migdałów. Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni C i piec na złoto przez 20-25 minut.